Marynarz nie powinien mieć rodziny…
Otóż kilka lat temu pracowałam w bardzo ekskluzywnej restauracji i któregoś wieczoru została wynajęta cała sala dla jednego stolika, który miałam obsługiwać. Stolik wynajął pewien Pan dla siebie i żony na 50 rocznicę małżeństwa. Cała kolacja od przystawek po drugie danie przebiegała magicznie, państwo żartowali i od czasu do czasu opowiadali mi krótkie historyjki o swojej rodzinie, synach, wnukach. Kiedy podałam deser kobieta złapała mnie za rękę, spojrzała w oczy u poprosiła, żebym została teraz przy stoliku, że chce coś powiedzieć swojemu mężowi. Zostałam. Nie odtworzę dokładnie słowo w słowo co powiedziała, ale było to mniej więcej tak
– Kochanie, bardzo się cieszę, że jesteś moim mężem, że dotrwaliśmy takiej cudownej rocznicy, że mamy tak cudowne dzieci i jesteśmy tu dzisiaj razem. Muszę Ci jednak powiedzieć, że z tych 50 lat małżeństwa razem wcale tyle nie przeżyliśmy i nie wiem czy powinniśmy się z tą liczbą obnosić. Cieszę się, że dotrwaliśmy tak długo, ale za nic w świecie nie chciałabym tego powtórzyć. Moje samotne życie u Twojego boku kiedy byłeś na morzu, było bardzo trudne i samotne i nigdy w życiu nie zgodziła bym się na to drugi raz.
Zdębiałam. Mąż wyglądał na takiego co już nie raz słyszał coś podobnego, zaczął się tłumaczyć „ale przecież miałaś pieniądze na wszystko, niczego nam nie brakowało” . Ona odpowiedziała, że wolałaby klepać biedę jak inni i być byle jak, byle gdzie, ale byle razem. Tu zrobiło się mało przyjemnie, bo mąż po tym wywodzie nie za bardzo kwapił się do dalszej rozmowy. Pani spłynęło kilka łez po policzku.Zawsze kiedy czytam Twoje posty przypominam sobie tę sytuację, zastanawiam się jak ja bym postąpiła, czy zdecydowała bym się na takie życie? Urodziłam się w Gdańsku, mam kilku kolegów, którzy są kochankami starszych Pań marynarzowych, od zawsze słyszałam różne historie o białych śródkach, które odbywały się przy nabrzeżu w centrum miasta jak nie było mnie jeszcze na świecie. Świat się zmieniał szybko przez ostatnich parę lat i znajdują tacy jak Ty co mają rozwiązanie na życie z facetem, który zdecydował się poświęcić najlepsze lata swojego życia-pracy.
Ale czy o to chodzi? Czy Ci ludzie powinni zakładać rodziny, skoro decydują się na taką pracę ? Czy skoro się zakochali i mają tu to co najcenniejsze, to czy warto płynąć za pieniędzmi? Dwie różne rzeczy, czy marynarz w MWP czy w prywatnej firmie, bo to też się rządzi różnymi zasadami. Teraz wojsko jest bardziej przychylne dla marynarzy mających rodziny, ale to i tak dość nietypowa forma życia, którą ludzie wybierają utrudniając je sobie, a nie do końca takie życie muszą wieść, to jest tylko praca, a nie miłość życia, która drugi raz się nie pojawi. Przecież ludzie łączą się w pary właśnie po to, żeby iść przez życie razem, żeby stawiać czoło codzienności podczas tych zwykłych dni, żeby nie być samemu, żeby było łatwiej… a takie życie mija się z celem bycia z kimś. Nie mówię, że mi nie imponujesz, bo znajdywać w tym pozytywy i cieszyć z tego co się ma mimo wszystko. Ale czy o to chodzi w życiu ? Jak Ty to sobie tłumaczysz ?
Z góry poproszę o nie krytykowanie autorki, bo wielu ludzi po prostu tego nie rozumie – i ma do tego prawo. Chodzi o to, aby zastanowić się nad tematem, a nie wytykać komuś słowa. Jeśli ktoś zadaje pytania warto odpowiadać a nie oceniać:-)
Jak ?
Historie o kochankach marynarzowych i inne bajki na temat związków marynarskich zostawmy na boku. Bo to raczej już śmieszy niż wkurza. Ludzie, niezależnie od zawodu, zdradzali się, zdradzają i zdradzać będą – W KAŻDYM ZWIĄZKU. A czy marynarzowe, to niewyżyte nimfomanki? Może zostawmy to na następny raz.
Czy ci ludzie powinni zakładać rodziny? To chyba najbardziej uderzające stwierdzenie tej wiadomości. Zastanawiające jest dlaczego, to własnie marynarzom obrywa się za ich pracę? Dlaczego pytania o, to czy ci ludzie powinni zakładać rodziny, nie zadaje się innym? Chociażby żołnierzom, lekarzom, górnikom, sportowcom – oni naprawdę mało czasu spędzają w domach np. kolarze ciągłe treningi i wyścigi i odpoczynek. Powiedzmy Rafałowi Majce, że nie może mieć rodziny, bo go w domu nie ma w najlepszych latach jego życia? No właśnie, nikt tak przecież nie powie. A marynarzowi można?
Marynarz, to człowiek, który ma prawo do rodziny za którą tęskni i do której chce wracać. To właśnie ta rodzina jest dla niego motorem do działania i motywacją do pracy w trudnych warunkach . Nie ma nic ważniejszego niż dbanie o tę rodzinę, zdjęcia dzieci w kabinie, maile, rozmowy na komunikatorach i wreszcie wyczekany powrót i radości ze swojej obecności. Kto na co dzień cieszy się i docenia swoją obecność tak często ? Zapewne na palcach można policzyć. To smutne usłyszeć takie słowa. Bo każdy, kto w takiej rodzinie funkcjonuje, wie ile to jest pracy, zaangażowania, zaufania, tęsknoty, trudów i radości. To naprawdę może być ciekawe życie co nie oznacza, że nie ma ono złych stron, ale czy to właśnie one mają przeważać?
Dlaczego marynarz nie może mieć rodziny? Czy on na tym morzu spędza 12 mc ? Przecież ilekroć jest na lądzie z rodziną, jego czas i intensywność w stosunku co do dziewczyny, żony, dzieci jest milion razy większa niż przeciętnego faceta na etacie.
Marynarz jest zły, bo podobno wybiera pieniądze a nie rodzinę? Każdy człowiek ma prawo wyboru zawodu, każdy ma prawo zarabiać i dbać o rodzinę. Jeśli marynarz wykształca się w kierunku „pływania”, dlaczego ma to rzucać? Nie poszedł na statek bo musiał, poszedł bo z reguły taką pracę, zawód sobie wybrał. Pieniądze zarabia się, aby móc mieć, tworzyć i utrzymać rodzinę. Aby dzieci miały co zjeść, z czego się uczyć. Aby rodzice mogli godnie żyć, aby opłacili rachunki, wyjechali na wakacje, zrobili święta….Z samej miłości nikt jeszcze nie wyżył.
Czy lekarz, który dyżuruje często i w domu bywa rzadziej, też ma rzucić medycynę, bo dyżury zagrażają jego rodzinie? No przecież, że nie! A praca na statku to nie tylko ten typowo postrzegany marynarz, który jest na mostku, albo w maszynie czy na pokładzie. To już teraz mnóstwo rożnych zawodów, które odnajdują się właśnie na morzu. To inżynierowie, specjaliści It… którzy tak jak marynarze wypływają i pracują właśnie gdzieś tam w świecie, bo to ten świat, morze dają im możliwości rozwoju, pracy.
Zakładanie, że marynarz poświęca najlepsze lata swojego życia na pracę .. hmmm. A kto tego nie robi? Kiedy człowiek ma się rozwijać ? Na emeryturze? Co ma zrobić ten marynarz ? Nie pracować, bo według niektórych jego praca nie jest tego warta? Wielu ludzi dąży do stabilizacji finansowej. Każda płatna praca jest dla pieniędzy. Marynarz też pływa dla kasy, to zrozumiałe. TAKI WYBRAŁ ZAWÓD. A ten drugi człowiek, który tworzy z nim rodzinę wie o tym i na to się godzi.
Ludzie się wiążą żeby być razem, a takie życie mija sie z tym celem? A co świadczy o tym że nie są razem? Że nie rozwiązują wspólnie problemów? Każdy marynarz przynajmniej te 6mc w roku spędza na lądzie drugie 6 (uśredniając, bo są rożne konfiguracje) jest w stałym kontakcie z rodziną. To nie czasy średniowiecza. Wszystko można ogarnąć. I wiele spraw codziennych również załatwić na odległość. Uczucie i zaangażowanie nie znika z dniem wyjazdu na statek. Takie związki są mocno zżyte, tu nie ma szans na udawanie, bo nikt by nie wyrobił psychicznie. Tu trzeba wiedzieć czego się chce.
A kobiety ? Nie jest łatwo! I nie ma co udawać! Ale to dorośli ludzie. Jeśli ktoś ma świadomość, że nie da rady i koniec, to decyduje o tym i kończy temat . Dla wielu jednak jest i może to być bardzo dobry układ. Życie, które daje mnóstwo samodzielności. To życie uczy tak wiele, że aż trudno to opisać. Daje w kość ale daje też ogrom radości. Zresztą jakie życie w kość nie daje? Każde po prostu trochę inaczej.
I w tym nie trzeba znajdywać pozytywów. Jak się w tym jest, to się wie że one po prostu są. Nie trzeba się wysilać w ich szukaniu, chociażby: ogromna samodzielność życiowa, tęsknota która umacnia uczucie, czas wspólny który jest po powrocie, docenianie drobnostek, możliwość samorealizacji, brak monotonii życiowej, spanie na środku łóżka, możliwość zatęsknienia i popatrzenia na wiele spraw z dystansu, a nie kiszenie się we własnym sosie codziennie….. żyć trzeba umieć samemu – to bardzo cenna lekcja w życiu. Drugi człowiek nie ma za nas żyć, tylko nam towarzyszyć, wspierać, cieszyć się… A do tego nie jest nam potrzebny codziennie.
Dzisiejsze pływanie, to nie to co kiedyś, a i te opowieści o marynarzach kiedyś ….no wiadomo nie było „internetów” ludzie musieli o czymś gadać. Podsumowując, to nie jest łatwe i normalne życie. Ale każdy wie co robi i w którym kierunku chce iść. Wypominanie komuś po 50 latach, czegoś na co się godziło, w czym się trwało – jest nie do końca fair. Nie wszystkie małżeństwa są dobrane, a niezadowolenie może właśnie wynika z tego, a nie z faktu samego „pływania”. Po 50 latach każdy coś znajdzie, co mu się nie podobało, czy to w pływającym czy w stacjonarnym związku. Ale związek to decyzja, że ” bierze” się tą drugą osobę taką jaka jest, a nie zmienia się ją pod siebie – na siłę. To jest szczera relacja – przynajmniej dobrze by było gdyby tak się właśnie działo. Akceptujemy i plusy i minusy. Jeśli nie – nie bądźmy razem.
Nie ma jednej definicji na rodzinę. To nie jest wymysł do którego trzeba się dopasować. Każda rodzina ma swoją definicję, każda tworzy swoją przestrzeń. A czasowe rozdzielanie nie oznacza i nigdy oznaczać nie bedzie tego, że tej rodziny nie ma. To ludzie tworzą rodzinę i od nich i tylko od nich zależy, czy odnajdą się w życiu z morzem w tle, gdzie przyjazdy i wyjazdy sterują grafikiem domu. Gdzie wyjście do pracy nie kojarzy się z przystankiem autobusowym, tylko portem lotniczym. Gdzie tata nie zawsze jest obok, gdzie mama sporo dźwiga, gdzie sztormy na morzach szaleją….ale gdzie każdy doskonale wie, że miłość nie znika wraz z dzielącą ludzi ilością mil i kilometrów.
SPĘDZANIE ZE SOBĄ KAŻDEGO PIEPRZONEGO DNIA, TO NIE DOWÓD NA SZCZĘŚCIE. DOWÓD, TO DZIECI BIEGNĄCE W RAMIONA TATY NA LOTNISKU, TO BŁYSK W OCZACH MĘŻA I ŻONY, BO SIĘ MOGĄ PRZYTULIĆ. SZCZĘŚCIE, TO WSPÓLNA ZWYKŁA HERBATA NA KTÓRĄ SIĘ TAK DŁUGO CZEKAŁO, TO MOMENTY, KTÓRE KOLEKCJONUJEMY.
Czytelniczko moja bardzo dziękuje za te wiadomość mam nadzieję, że spróbujesz zrozumieć, że to nic złego, że liczy się relacja między ludźmi, a nie pomoc przy zakupach, czy w wymalowaniu pokoju…
Ahoj
P.S
Przecież wiadomo już od dawana, że
Komentarze (35)
Mona weszłam prawdopodobnie w kolejną Twoją wypowiedż masz kochana rację Ja jestem 52 lata od ślubu ,mąż od 12 lat nie wypływa /w związku z operacją pajpasów ale do tej pory pije i pali gdyby nie moja zaradność i to że pomimo 3 dzieci jeszcze pracowałam nie wyobrażam sobie jak o każdą złotówkę musiałabym prosić.W okresie kiedy czekałam na wcześniejszą emeryturę byłam jakiś okres uzależniona od męża i przypominam sobie zakupy kiedy dawał mi około 200 zł.,ale w między czasie ładował cały wózek i mnie zostawiał przy kasie..Przypominam sobie sytuację że kiedy już był na kontraktach miałam ograniczoną kwotę pieniędzy na utrzymanie/pomimo mojego dostępu do konta .nie chciałam mojego Pana zawieść /a więc musiałam się mieścić w 200 dol,na miesiąc.No cóż mój mąż był po śżkole jeszcze wtedy Państwowej Szkole Morskiej i piastował stanowisko st.mechanika ale w domu wprowadził taki dryl że chociaż dzieci są bardzo dorosłe/ 51,45,32 lata/zwracają uwagę na jego humory,Jedyne co mnie w życiu spotkało to radość z moich dzieci i wnuków i to że do emerytury swojej jeszcze dorabiam.Mona jeszcze do czegoś się Tobie przyznam , ze mój mąż do tej pory wykorzystuje mnie totalnie bo to ja robię opłaty.utrzymuję nas,a poza tym traktuje mnie jako radio taxi,zadasz pytanie dlaczego tak sobie pozwalam po prostu nie mam wyjścia ze względu na dzieci.Buntuję się ale chyba za cicho
Poza tym….co tu pisać .
Afery i krzyki o każde głupstwo,o to, że za długo w kolejce stałam bo wg niego w sklepie jest się dwadzieścia minut i szybko do domu a byłam raptem może z 40 , niestety kolejki do kasy były..i doskakiwanie do twarzy gdy mam inne zdanie..
Normalnie nie rozmawia a jak coś powiem to jest to przekazywane jego rodzicom (53 lata mąż ma),i to oni uzgadniają co robić.., domniemanie czy jestem normalna czy opętana ( bo gdy myślę po swojemu to właśnie taka jestem).
Awantury jak chciałam sobie kupić gazetę za trzy złote…jakim prawem i po co???
Kiedyś mówię, że w małżeństwie powinno się wzajemnie wspierać to mnie wyśmiał..
Dostałam w twarz kilkanaście razy, lekceważenie i pogarda a jego rodzice manipulują ile można ,on twierdzi, że to oni zawsze mają rację bo zna ich dłużej…
Jestem z M 24 lata po ślubie a znamy się od 30 lat i zgadzam się z tym stwierdzeniem, że marynarz nie powinien mieć rodziny.
Wydawało mi się, że zawsze będę silna i dzielna. Niemniej jednak to właśnie kiedy on jest na morzu działają prawa Murphy' ego i jestem po prostu osamotniona w walce z codziennością. Prowadzę własną działalność gospodarczą, gdzie zatrudniam pracowników, mam jeszcze synów którzy mnie potrzebują, bo są w wieku szkolnym (nie korzystam prawie wcale z pomocy dziadków – bo odbieram to jako akt łaski a nie chęci wsparcia) i tak naprawdę moja chomicza karuzela już się nie kręci a wiruje ze mną z kosmiczną prędkością. Z roku na rok ogarnia mnie coraz większa frustracja i tak jak wspomniałam osamotnienie, bo przecież mąż nic nie jest w stanie zaradzić na odległość. Ja naprawdę jestem bardzo dzielna kobietą, bo kiedy złamałm fatalnie nogę mąż po tym wypadku miesiąc później musiał wypłynąć. Zostawił mnie na wózku inwalidzkim wtedy z 11 i 7 latkiem, ale wykaraskałam się po pół roku i po powrocie zastał mnie już umiejacą chodzić o własnych siłach. Sama musiałam oswoić się z szokiem gdy dowiedziałam się o zmianach nowotworowych, sama jeździłam na badania RM do Centrum Onkologii i łzy mi ciekły gdy widziałam, że pacjenci są zawsze z partnerem, który ich wspiera. Oczywiście męża o chorobie poinformowałam po czasie, bo nie chciałam go dobić w połowie rejsu. O rzeczach technicznych nie będę tu pisać, bo właściwie nie ma takich problemów z którymi samodzielnie bym sobie nie poradziła.
Tylko czy ja tak ciągle chce wszystko ogarniać i sobie udowadniać, że nie ma co się nad sobą rozczulać?
I dualizm życia z mężem i bez męża to też taka psychologiczna huśtawka. Napisałam o swoich odczuciach, ale dzieci też w tej huśtawce uczestniczą i też muszą sobie z separacją radzić.
Mona napisała, że nie ma życia towarzyskiego. Nie wiem czy to przypadek, ale ja też nie mam znajomych, bo nie mam czasu na życie towarzyskie gdy mąż jest na morzu. Gdy mąż wraca czasami spotykamy na wyjazdach ze znajomymi od jego strony ( też rodzina marynarska, choć zmieniają się w niej żony-obecnie 3 i oby ostatnia).
Praca na morzu zmienia ludzi, albo żyjąc w iluzji podyktowanej przyjazdami i wyjazdami nie mamy możliwości poznać do końca tej osoby.
Reasumując to imponują mi kobiety, które potrafiły wyzwolić się z takiego związku. Dlaczego ja tego nie zrobiłam? Z przeświadczenia, że łatwiej jest burzyć niż budować i dbając o to by dzieci wychowywał własny ojciec. Niemniej jednak mam poczcie, że rozłąki gaszą miłość im marynarskie małżeństwo ma dłuższy staż i stajemy się sobie bardziej obcy.
Mam tak samo.Ciężko !Po przyjeździe ma swoje życie,samotne.Ja swoje,praca ,koleżanki.
Mam dosyć awantur o nic.Ma nerwicę.Nie leczy się.Ciągle wrzeszczy i przeklina,już nawet nie wiem o co.
Mona czuję się tak jakbym to ja pisała i wyobraż sobie że żyję już 52 lata małżeństwa plus cztery lata Narzeczeństwa? i jeszcze żyję,Mój Pan jeden raz zmienił pieluszkę naszemu dziecku/mając razem trójkę/,nigdy nie był z dzieckiem sam u lekarza,sprawy biurowe to również nie jego działka ,gotowanie,pranie,kosiarka?to też nie jego działka,Ostatnio doszłam do wniosku ,że mój mąż jest totalnym leniem którego ja we wszystkim wyręczałam,,ale za póżno żeby cokolwiek zmieniać !!!!Mona o ile masz taką siłę ,żeby to zostawić i zacząć od nowa to gratuluję bo ja jestem już zmęczona i za stara ale życzę Ci wszystkiego dobrego i pozytywnych emocji
Żal mi Was Panie bo po prostu trafiałyście na słabych partnerów. Pewnie za wiele złych rzeczy same odpowiadacie ale wstyd Wam się tutaj przyznać. Najpierw poznajcie kogoś normalnego a nie zwalajcie tego na pływanie. Pozdrawiam
Panie Kamilu, mój mąż jest normalny, do tego stopnia, że jak opuszcza trap to zostawia życie statkowe za sobą. Zawsze też kombinuje tak by więcej być w domu niż na morzu, ale tak jak pisałam ciężar obowiązków, który spoczywa na barkach żon, gdy mąż w morzu bywa trudny do udźwigniecia i pewnym momencie przychodzi frustracja.
Wasza praca jest prosta i ciężka jednocześnie, bo manewry, inspekcje, vetingi i inne sprawy związane z szarpaniem się z biurem armatora i też stresu mnóstwo, ale prosta dlatego, że jest się skoncentrowanym na pracy, bez tej całej walki z codziennością na lądzie.
Tęsknota w związku marynarskim na początku podsyca ogień miłości, ale musi mieć Pan też tego świadomość, że z czasem ona tą miłość wypala. A dlaczego? Bo w pewnym momencie uświadamiamy sobie, że mąż nie ma żadnej mocy sprawczej gdy jest na statku i po prostu coraz więcej problemów dusimy w sobie i w ten sposób oddalamy się od siebie.
Jakby zawód stanowił o tym kto jakim jest człowiekiem… Przerażające te komentarze. Jedynie Twój 'normalny' i podnoszący na duchu że są jeszcze normalni ludzie. Nie ważne czy M czy nie M.
Ciekawe co powie po kilku, kilkunastu latach twoja partnerka, nie ona się wypowie ? morze zmie ia faceta kimkoliwk by był
drogi Kamilu ,trudno zrozumieć problem kiedy się jego nie ma..trudno również odnieść się do Twoje wypowiedzi,Na tym blogu wypowiadają się osoby które przeżywają problemy we własnym małżeństwie,a to można porównać do każdego małżeństwa na lądzie jednym się udaję przeżyć kupę lat a innym nie to chyba taki e lotto
Nie powinien zakładać rodziny.
Zwłaszcza jeżeli jego rodzice nim żądza.
Jestem z takim 20 lat,na początku było ok, potem jak miałam inny sposób niż on na to jak wydać np.pieniadze, że chciałabym żebyśmy w końcu gdzieś z dziećmi pojechali, żeby mieć znajomych, spotkać się na kawę, żeby dzieci mogły wyjechać na obóz.. pokazał gdzie mnie ma.
Pan Kapitan.. maminsynek…
Facet 53 lata a ciągle pod telefonem z rodzicami, rządzą nim ..a ja mam afery, że przyprawy powinny stać tak jak u jego rodziców, że dzieci i ja to sobie będą jeździć jak będą mieć swoje.
W szkole nikt nie dowierza, że nie byliśmy nigdzie.. ludzie mają dużo mniej pieniędzy a starcza na wszystko.
Czasem nie jem żebym mogła kupić coś młodym.. ale przecież nie powinnam narzekać.
Mam jeden płaszcz od lat bo mnie nie stać.
Chciałam wrócić wcześniej do pracy to słyszałam, że matka musi być ciągle z dziećmi a teraz słyszę, że powinnam iść do pracy i jeszcze mu pieniądze dawać..
Nigdy nie zabrał nas na zakupy, nigdy nie byliśmy nigdzie, nie mamy znajomych, nikogo.
Cieszymy się gdy go nie ma, nie zbudował żadnej więzi…
Jak jest w domu to potrafi nie mówiąc nic pojechać do swoich rodziców i z nimi gdzieś, nawet na spacer .
A my w domu.
I na moje próby rozmowy twierdzi, że jestem chora psychicznie , że w głowie mi się przewraca, że nie jest tak jak mówię i , że nikt tak nie żyje.
Pozdrawiam
Poza tym..
Uznaje on tylko swoją rodzinę, nie mamy znajomych ani przyjaciół, każdy kto ma odmienne zdanie od jego rodziny jest złym człowiekiem.
Po ślubie mówił, że udawał aby się ożenić.
Wszystko wyszło po latach..
Obrażanie, wyśmiewanie,,wyliczanie pieniędzy..na spacer też nie pójdzie nigdy, za to do swoich leci jak na skrzydłach i trzęsie się gdy już z ojcem chwilę nie gadał..
To na pewno normalne nie jest,ja rozumiem zdrowe relacje ale rodzice się nudzą i żyją życiem wszystkich poza swoim.
Jak można robić aferę o to, że żona kupiła cukier bo chce wekowac.. że nie powinna od razu więcej kupić tylko jak zabraknie to znowu iść do sklepu,,gdy żona chce zrobić zapas jedzenia to on robi awantury, że nie kupuje się i nie robi zapasów.
Tylko na bieżąco.
I bez seksu 6 miesięcy… ciężko by mi było i Mojemu też 🙂
Ja zyje z M i uwazam ze jest to patologiczny rodzaj rodziny. Kazdy zachwala jak to pieknie itp. Normalni ludzie maja 1 wspolne zycir i tyle a przy byciu z M uczycie sie miec zycie wspolne i osobne. Maz w ciężkich chwilach zamiast dac Ci wsparcie, pomoc przy dzieciach itp.napisze zebys sie trzymala lub doradzi smsem. Wiadomo ze kazdy pracuje ale nie zawsze ma takie pieniądze jak na morzu. Dla mnie pieniadze zarobione na morzu to jedne z latwiej zarobionych przez mezczyzn. Poza tesknota i praca nie maia inncyh obowiazkow. Jedzenie podane, wysprzatane, dzieci tylko na glowie zony. Oni tu sie nie umieja odnalezc i zarabiac bo poza praca za duzo na glowie. Sportowcy chociaz widza wkolo jak wyglda zycie i za pare lat sloncza sie im starty i wracaja do normalnosci. Marymarze nie maja tego konca jakby. No chyba ze emerytura.
Ja zyje z M i uwazam ze jest to patologiczny rodzaj rodziny. Kazdy zachwala jak to pieknie itp. Normalni ludzie maja 1 wspolne zycir i tyle a przy byciu z M uczycie sie miec zycie wspolne i osobne. Maz w ciężkich chwilach zamiast dac Ci wsparcie, pomoc przy dzieciach itp.napisze zebys sie trzymala lub doradzi smsem. Wiadomo ze kazdy pracuje ale nie zawsze ma takie pieniądze jak na morzu. Dla mnie pieniadze zarobione na morzu to jedne z latwiej zarobionych przez mezczyzn. Poza tesknota i praca nie maia inncyh obowiazkow. Jedzenie podane, wysprzatane, dzieci tylko na glowie zony. Oni tu sie nie umieja odnalezc i zarabiac bo poza praca za duzo na glowie.
Zgadzam się z Panią która obchodziła 50 rocznicę ślubu ..po 36 latach mam podobne odczucie ..bywało że M nie było po 8 mc ,czasy gdzie nie było komórek internetu ..za to było troje dzieci i mieszkanie kontem ..ciężkie czasy a pieniądze nie aż takie duże ..M wypływał dziecko 5 mc wraca dziecko biega i ojca nie poznaje ..ciężko wspominam tamte czasy,bardzo ciężko .Teraz cóż ,jest jakby łatwiej w kontakcie z M ale 10 mc w morzu 2 w domu w skali roku to już dla mnie za dużo .Zdrowie nie te ,problemy które zwyczajnie mnie przerastają i normalnie zwyczajnie mam dość samotności choć nie jestem sama .Morze wzięło młodego faceta w rejs z oddaje zmęczonego psychicznie człowieka ..taki stan widzę w moim M jak wraca z rejsu z roku na rok jest gorzej …Czy marynarz powinien zakładać rodzinę ? myślę że nie a dlaczego ? bo morze zabiera prawie nic nie dając .Tego nie da się napisać w kilkunastu nawet zdaniach ..to trzeba przeżyć ..trzeba przeżyć życie u boku M i dopiero po latach podsumować ..plusów mało bardzo …i są bardzo malutkie …
Dobre wolala by klepac biede i miec go na miejscu mowia ze pieniadze szczescia nie daja ale bez nich tez nie ma szczescia bo jak nie ma lasy to zaczynaka sie klutnie
Byłam w związku z marynarze 2,5 roku. Z czego on w domu był rok tylko. Rozstalismy się bo się nie dogadywalismy pod koniec związku. Każda z was tutaj zachwala że wasz M jak wróci do domu to pomaga, jest i ogólnie jest w porządku. Ja tak nie miałam. Nie mieszkaliśmy razem, bo stwierdził że u rodziców mu dobrze. Prosiłam go prawie dwa lata żebyśmy zamieszkali razem. Jak Wracal to tydzień musiał odpocząć. Spotkania 3-4 razy w tygodniu. Jak prosiłam żeby u mnie przenocować to robił z tego wielkie halo. Chciałam gdzieś z nim wyjść, to wiecznie jeden tekst ze mu się nie chce, bo jest zmęczony. Chciałam na wakacje z nim leciec to po wielkich awantura h powiedział że poleci..
Serio wasi M są tacy kochani? Czy ktoś ma podobne doświadczenie jak ja?
Ja też po rozstaniu z marynarzem. Nie chciał nigdzie polecieć na wakacje, bo przecież wrócił z „wakacji” do domu, szkoda mu było kasy, zanim wydał złotówkę obejrzał ja kilka razy. Wiecznie zawieszony i zamyślony, małomówny. Brak rozmów o przyszłości i wspólnym zamieszaniu, nie dałam rady. Mówił, że mnie kocha, ale brak jakiegokolwiek działania. Było dobrze tak jak było, czyli związek nijaki.
Moj nawet po pojawieniu się dziecka nie chciał wyjść od swoich rodziców. W końcu po trzech latach poszliśmy na wynajem z łaską. Zaręczyny były mam wrażenie że wręcz wymuszone bo paliło mu się koło tyłka bo tak miałam dość że chciałam go zostawić. Mamy termin slubu na przyszły rok ale mam wrażenie że do niego nie dojdzie… przez to wszystko nawet nie potrafię się tym cieszyć.
Mam podobne doświadczenie. To nie zawód jest problemem, problem jest w człowieku. To, że akurat ten zawód wybierają osoby o określonych cechach to inna sprawa. Też zakończyłam związek bo zupełnie ineczej patrzeliśmy na życie. Odnosiłam wrażenie, że jestem z wiecznym chłopcem. Ale uważam, że nie udało się z Arkiem, Irkiem czy Zdzisiem a nie marynarzem. Zdziwiła mnie trochę wypowiedź Pana poniżej, który rozwiódł by się z żoną, która by mu powiedziała o tym, że nie czuła się komfortowo w swojej roli. Przecież tak jak mąż miał prawo do wyboru zawodu tak żona ma prawo do swoich emocji. Chyba dlatego są razem, że sobie ufają i mogą mówić o tym co czują. Z punktu widzenia kobiety zastanawiała bym się, czy mój mąż traktuje mnie po partnersku. Przecież czekała pięćdziesiąt lat, jest to pewne poświęcenie, chyba marynarze w to nie wątpią.
Pozdrawiam i życzę samych udanych związków.
Bardzo mądra i słuszna wypowiedź
Pani Aniu, zgadzam się, że małżonkowie powinni sobie ufać jak i wyrażać swoje emocje. Jednak takiego rodzaju wylewne emocje w 50-tą rocznicę ślubu są chyba nie na miejscu.
Oznajmienie współmałżonkowi, że wolało się za przeproszeniem biedę klepać niż mieć pieniądze ale bez męża jest po prostu absurdalne. Miała wybór, mogła poklepać ową biedę z kimś innym przy boku a niech mi Pani uwierzy, że co innego by pomyślała po tym wszystkim.
Każdy ma wolną wolę i możliwość wyboru, oszukiwała samą siebie, do tego męża i dzieci bo było jej wygodnie. Rozumiem, iż owej bohaterki artykułu (Pani, która użala się na swój 50-letni związek) nie dręczy żadna choroba, która miała wpływ na jej zachowanie.
Miała sporo czasu, żeby być w swoim wymarzonym związku a jednak …
Ja staram się każdą wolną chwilę poświęcać na kontakt z żoną i dziećmi. Staram się też jak najmniej czasu spędzać na morzu a jak najwięcej w domu. Za darmo nic niestety nie ma. Każdy płaci kredyty i ciężko pracuje. Żonie i dzieciom niczego nie odmówię.
Jak pisałem wcześniej albo kobieta rozumie pracę wyjazdową i się z tym pogodzi albo właśnie powstają takie sytuacje jak w artykule powyżej.
Pozdrawiam serdecznie
marynarz M.
Mona weszłam prawdopodobnie w kolejną Twoją wypowiedż masz kochana rację Ja jestem 52 lata od ślubu ,mąż od 12 lat nie wypływa /w związku z operacją pajpasów ale do tej pory pije i pali gdyby nie moja zaradność i to że pomimo 3 dzieci jeszcze pracowałam nie wyobrażam sobie jak o każdą złotówkę musiałabym prosić.W okresie kiedy czekałam na wcześniejszą emeryturę byłam jakiś okres uzależniona od męża i przypominam sobie zakupy kiedy dawał mi około 200 zł.,ale w między czasie ładował cały wózek i mnie zostawiał przy kasie..Przypominam sobie sytuację że kiedy już był na kontraktach miałam ograniczoną kwotę pieniędzy na utrzymanie/pomimo mojego dostępu do konta .nie chciałam mojego Pana zawieść /a więc musiałam się mieścić w 200 dol,na miesiąc.No cóż mój mąż był po śżkole jeszcze wtedy Państwowej Szkole Morskiej i piastował stanowisko st.mechanika ale w domu wprowadził taki dryl że chociaż dzieci są bardzo dorosłe/ 51,45,32 lata/zwracają uwagę na jego humory,Jedyne co mnie w życiu spotkało to radość z moich dzieci i wnuków i to że do emerytury swojej jeszcze dorabiam.Mona jeszcze do czegoś się Tobie przyznam , ze mój mąż do tej pory wykorzystuje mnie totalnie bo to ja robię opłaty.utrzymuję nas,a poza tym traktuje mnie jako radio taxi,zadasz pytanie dlaczego tak sobie pozwalam po prostu nie mam wyjścia ze względu na dzieci.Buntuję się ale chyba za cicho
Ja jestem zona ex marynarza. Moj maz plywal 25 lat i zawsze chcial pracowac na ladzie. Pomoglam mu zalatwic prace za granica, przenioslam sie tez razem z rodzina. teraz po 35 latach jestem gotowa do odejscia, pomimo wszystko. Czuje sie niekomfortowo bo maz zaczal chorowac, ale i ja tez. Czuje sie nie fair ale nie mam juz sily byc sama . Psycholog powiedzial mi, ze ten zawod wybieraja ludzie o specyficznych cechach charakteru., ludzie ktorzy lubia byc sami i nie ponosic odpowiedzialnosci, ludzi dla ktorych pieniadze sa guru. Ludzie, ktorym nie przeszkadza brak bliskosci i czulosci, seksu, czesto uzaleznieni od pornografii. Czesto te hustawki emocjonalne wyjazd-przyjazd to adrenalina ktora trzyma zwiazki, ale to falszywy bozek. Mialam okazje to sprawdzic przez kolejne 12 lat pobytu meza na ladzie i mieszkania razem. Oj maz przyzwyczail sie , ze wszytsko zalatwialam ja, wtedy gdy nie mialam wyboru, bo go nie bylo, teraz po prostu nie chce mu sie wziac odpowiedzialnosci za swoje zycie i zdrowie. Pasozytuje na mnie przez 35 lat. MAm kilka kolezanek i one maja podobnie, lacznie z agresja, i dyktatura meza.
Oczywiscie ze jest wiele nieudanych zwiazkowna ladzie rowniez, ale zawsze zastanowcie sie, dlaczego wasz partner chce byc z dala od was przez tak dlugi czas. I zadne pieniadze, choc mojemu mezowi sie tak wydaje, nie zastapia chwil spedzonych razem , bliskosci, wychowywania razem dzieci. Nie wierzcie falszywym bozkom.
Zgadzam sie w 100%. Kobiety sobie wmawiaja ze jest cudownie a tak na prawde to jest troche oszukana milosc. Znam mnostwo par ktore na emeryturze sie rozstali bo nie trzymala zwiazku juz adrenalina
Mona weszłam prawdopodobnie w kolejną Twoją wypowiedż masz kochana rację Ja jestem 52 lata od ślubu ,mąż od 12 lat nie wypływa /w związku z operacją pajpasów ale do tej pory pije i pali gdyby nie moja zaradność i to że pomimo 3 dzieci jeszcze pracowałam nie wyobrażam sobie jak o każdą złotówkę musiałabym prosić.W okresie kiedy czekałam na wcześniejszą emeryturę byłam jakiś okres uzależniona od męża i przypominam sobie zakupy kiedy dawał mi około 200 zł.,ale w między czasie ładował cały wózek i mnie zostawiał przy kasie..Przypominam sobie sytuację że kiedy już był na kontraktach miałam ograniczoną kwotę pieniędzy na utrzymanie/pomimo mojego dostępu do konta .nie chciałam mojego Pana zawieść /a więc musiałam się mieścić w 200 dol,na miesiąc.No cóż mój mąż był po śżkole jeszcze wtedy Państwowej Szkole Morskiej i piastował stanowisko st.mechanika ale w domu wprowadził taki dryl że chociaż dzieci są bardzo dorosłe/ 51,45,32 lata/zwracają uwagę na jego humory,Jedyne co mnie w życiu spotkało to radość z moich dzieci i wnuków i to że do emerytury swojej jeszcze dorabiam.Mona jeszcze do czegoś się Tobie przyznam , ze mój mąż do tej pory wykorzystuje mnie totalnie bo to ja robię opłaty.utrzymuję nas,a poza tym traktuje mnie jako radio taxi,zadasz pytanie dlaczego tak sobie pozwalam po prostu nie mam wyjścia ze względu na dzieci.Buntuję się ale chyba za cicho
Prawda jest taka ze ci co nie zyja w takich zwiazakch nie maja pojecia jak to funkcjonuje. Rozowoj techniki sprawil ze moj M duzo rzeczy rowniez ogarnia bedac na morzu i jest to forma pomocy, albo jesli sa problemy to staramy sie jej razem rozwiazac. Wiele razy slysze ze ja bym tak nie mogla zyc ty tu sama z dziecmi. Ale jakie sama jest rodzina i przyjaciele i M ktory zawsze myślami jest przy mnie. A kiedy wraca lapie my kazda chwile kazdy usmiech to piekny czas…….
Będąc w pierwszej ciąży usłyszałam slowa „marynarz nie powinien miec rodziny” od dziadka mojego M. Bylo to przykre. Nie powinien bo co?
Takie mamy czasy, że wiele rodzin zyje w rozłace, bo jeden z małżonków pojechał za praca i lepsza kasą za granicę. I porównując nas do tych wszystkich rodzin na emigracji to mam wrażenie, ze jestesmy w komfortowej sytuacji bo pieniadze czesto sa lepsze i urlop jest niemal 1:1 a nie marne 26 dni w roku. Fakt, im łaywiej zaplanować urodziny dzieci i inne uroczystowsci rodzinne tak by byc razem. Ale oboje pracuja, oboje musza zgrac swoje urlopy i widza sie moze czesciej ale na krótko.
Teraz gdy intetnet jest coraz częstszy i lepszy, gdy codziennie mozna sie zobavzyc badz choc porozmawiac przez tel to tego czasu osobno az tak sie nie odczuwa. Maz tez nie raz po dniu od powrotu mowi, ze czuje sie jakby nigdy nie wyjeżdżał bo wie co sie dzialo do tej pory na bieżąco.
Marynarz nie powinien miec rodziny. U mnie w rodzinie bylo 6 madynarzy – 2 dziadkow, kuzyn, tata, tesciu, maz. Taka rodzina to patologiczna. Dziefi bez taty co chwile emocjonalne hustawki jak wyjezdzaja panowie, mama ze wszytskim na glowie, a maz zarabia kase i nic go nie interesuje. Tzn popisac o tym moze ale nic nie pomoze na odleglosc. Pogrzeby na ktpre mie dojezdzaja, ostatnie chwile zycia rodzicow a oni ma morzu. Choroby dzieci a oni na morzu. To nie kest normalne. Praca tu nawet bardzo wymagajaca nie robi z ludzi takich samotników jak marynarze zamknieci w stalowej komorze.
Nie krytykować tej Pani, ech … tak więc nie będę. Ja na miejscu męża, po takim przemówieniu i to jeszcze przy świadku, bym po prostu wstał i poszedł do hotelu. Na drugi dzień wizyta u adwokata i pozew rozwodowy.
Jeżeli żona marynarza po tylu latach mówi coś takiego to niestety ale jest oszustką i nic więcej. Na pewno samotność doskwierała jej wcześniej, tak samo wyrzuty sumienia. Współczuję temu Panu, na pewno nieźle umilała mu życie.
Jestem marynarzem, mam wspaniałą rodzinę. Albo kobieta rozumie czym jest związek z marynarzem albo nie. Inaczej tego nie potrafię wytłumaczyć. Owszem znam sytuację moich kolegów, którzy się rozwiedli ale to tylko mały procent. Pozostali moi znajomi marynarze żyją szczęśliwie z rodziną i faktycznie mają w każdym porcie inną … kartę sim. Pozdrawiam
Marynarz M.
Ale mówisz o autorce pierwszej wypowiedzi czy o tej starszej Pani co po 50?
Aaa No dobra o tej co rocznicę obchodziła….
Tak jest ???
Pozdrawiam
To trudny temat. Ja też byłam w związku z marynarzem, było mi bardzo trudno, zakończyłam relację, wiedziałam, że to nie dla mnie. Te samotne wieczory, radzenie sobie że wszystkim, wieczny niepokój i tęsknota. Teraz tak bardzo mi go brakuje, bo wiem, że go kochałam całym sercem. Nie powiem mu o tym, bo wiem, że powrotu nie ma, mimo, że on jest nadal sam. Uważam, że można. Trzeba tylko do tego dwojga dojrzałych ludzi, potrafiacych kochać. Jestem na tak. Marynarz może mieć rodzinę:)