Gorsza strona Marynarza
Ten specyficzny zawód, jakim jest marynarz bywa, że niesie za sobą również bardzo negatywne emocje, zachowania samych pływających. Rozłąka tak naprawdę nikomu nie sprzyja, a tym bardziej gdy jest ona dość długa. Marynarze, którzy wypływają na kontrakty potrafią w domu odreagowywać ten czas w sposób często nieprzyjemny.

Specyfika pracy, emocje, ludzie, multikulti, obowiązki związane z obejmowanym stanowiskiem( władza, częste traktowanie innych dość ostro), odbijają się na żonie, na najbliższych.
Trudno jest po kilku miesiącach na morzu, czy też po bardzo intensywnym i wymagającym kontrakcie, z dnia na dzień przestawić się na inny system. I właśnie z takich sytuacji tworzą się smutne i często tragiczne historie. Mąż tyran, agresywny znęca się na żonie psychicznie, czy w skrajnych przypadkach fizycznie. Bywa, że bardzo mocno chce kontrolować całą sytuacje i ludzi mu najbliższych. Bardzo często wynika to już z długiego stażu na morzu, czy też uczucia władzy wynikającego z zarabianych sporych pieniędzy. albo bycia jedynym żywicielem rodziny. Po powrocie staje się terrorystą. A jakakolwiek krytyka jest atakiem, którego nie znosi. Bardzo zła jest również chorobliwa zazdrość i kontrola. Potrafi wykończyć bardziej niż niejeden wróg. Marynarze mimo kilometrów potrafią telefonicznie, mailowo i na milion innych sposobów, kontrolować żonę bez powodu. Niestety, spotykamy i taki obraz męża marynarza.

Oczywiście na takie zachowania ze strony żon, czy innych osób bliskich, nie może być przyzwolenia. Absolutnie. Jasno powinno się określić granicę przestawianie się na tryb lądowy, a gdy zostaje ona przekroczona, odpowiedź ze stron żon musi być jasna i stanowcza. Takie zachowania często są przyczyną nie radzenia sobie z emocjami. Trzeba nad tym pracować. Czy w gronie rodziny czy też ze specjalistą.
Jednak jak to w życiu bywa, teoria jedno, praktyka swoje. Kobiety często się boją, a co gorsza bywa, że myślą, że to ich wina i trwają, pokornie się godzą. Zapewne czują, że nie zostaną zrozumiane, nikt im nie uwierzy. Przecież rodzina z pozoru szczęśliwa o dobry statusie majątkowym, no gdzie tam patologia, przemoc? Ktoś kiedyś w jednym z wywiadów powiedział ” W Polsce tak jest, że to nad katem się litują, a nie nad ofiarą”. Coś w tym jest. Jednak nie dajmy się zwariować, trochę zdrowego egoizmu musi być w każdym. Trzeba walczyć o swoje i rozsądnie szybko diagnozować problemy. Tak, żeby nie urosły do rangi tragedii rodzinnej.

Na pewno jeżeli partnerzy będą przymykać oczy na negatywne zachowania, one będą rosły w siłę. I nie ma co się wstydzić, czy udawać, że jest ok, bo to krzywdzi dwie strony. To bardzo specyficzny zawód w bardzo trudnych warunkach stresowych. Depresja u marynarzy jest cały czas tematem tabu. Nie raz słyszy się, że ktoś nie wytrzymał psychicznie. Bywa, że ktoś nie wrócił z morza, bo tam właśnie postanowił zakończyć swoje życie. Marynarzom nie jest łatwo przyznać się do depresji przede wszystkim przed samym sobą, a co dopiero przed innymi. Absolutnie nie chodzi o to, że to morze, czy taka praca jest powodem całego zła, całej tej ciemnej strony marynarza. Nie ma jednak wątpliwości, że może to wszystko wyostrzać, podkręcać takie zachowania.
Pierwsze co może zrobić żona w takiej sytuacji, to pomóc. Rozmawiać, tłumaczyć, skorzystać z porad specjalisty. Nie wycofywać się.
Nie każda kobieta może być żoną marynarza. Trzeba być gotowym na wszystkie sytuacje, nie wolno dać się zaskoczyć. I zawsze, ale to zawsze traktować się po partnersku i wspierać. Marynarze często mają trudny charaktery ale byle „cipek” na morzu pracować nie będzie. Jeżeli partnerka nie wie jak rozmawiać, jak zacząć taką dyskusję z marynarzem, niech zaczerpnie wiedzy u innych, czy żon czy właśnie specjalisty, psychologa. Musi się przygotować na wprowadzenia programu naprawczego. I nigdy, przenigdy nie wstydzić się o tym mówić. Trzeba pytać i szukać pomocy dla dobra rodziny. Nikt nie chce żyć z tyranem, czy nawiedzonym wilkiem morskim, a niestety łatwo wpaść w pułapkę „jakoś to się ułoży samo”.
O związek trzeba dbać, jest to ciągła praca, praca i jeszcze raz praca, ale za to jakie efekty.
Komentarze (20)
3 miesiące temu poznałam naprawdę fajnego faceta. Marynarz.. Zaiskrzyło między nami. Bardzo. Chyba się zakochałam. Naprawdę. Poczuliśmy, że jesteśmy dla siebie. Rozumiemy się. Jednak jak czytam różne historie, problemy i jaki to może być trudny związek to nachodzą mnie wątpliwości czy to kontynuować.
Jeśli się kocha to nawet rozłąki was nie rozdziela. Jednak mniej na uwadze ze izolacja od normalnego świata nie wpływa dobrze na człowieka. Ja to widzę teraz po moim. On twierdzi, ze jest okey. Jednak ja widzę ze ta praca to spory stres, który wcale nie wpływa pozytywnie na związek.
Teraz wszystko poszło do przodu, tzn na szczęście marynarze maja zawsze dostęp do internetu.
Witam. Choć temat jest mi daleki bo mój M jest najlepszym facetem jakiego znam to też bywa różnie. Wiadomo, że po takim powrocie ciężko nagle żyć mu moim trybem. Nie ułatwia to też fakt, że jeszcze (mam nadzieję, że niedługo pojdziemy na swoje) mieszkamy z moimi rodzicami a tu odzywa się różnica pokoleń 😉 pozdrawiam wszystkie Marynarzowe 🙂 bądźcie silne, siła jest w Kobietach 🙂
Dla mnie powrót M oznacza hustawke emocji, z jedej strony sie.cieszę a z drugiej stresuje, bo wiem ze w domu nie bedzie juz tak spokojnie jak do tej pory. Smutne ale prawdziwe. ciesze sie ze taki wpis powstal, nie zawsze jest kolorowo
Niestety, tez mam wrażenie prześliźniecia się po temacie… może powinny być jakieś odnośniki do pomocy profesjonalnej? Przemocowosc to częsty temat w związkach, w związkach marynarskich szczególnie. Niestety, zamiatany pod dywan, bo kto z zewnątrz uwierzy, że mając takie piękne życie można mieć problemy?? Kobiety, dbajmy o siebie i swój dobrostan i nie pozwalajmy na jakiekolwiek przejawy przemocy. Uściski:)
Jesteśmy już razem od prawie dwóch lat, ale wypłynał pierwszy raz i strasznie tęsknie… Tydzień temu mówił, że się odezwie jak będzie miał internet ale do tej pory nic… To pierwsza tego typu rozłąka i nie czuje się przygotowana na to ani doinformowana… Czy to normalne gdy nie mam kontaktu przez tydzień? Widzę pozycje statku na mapie i jest w porcie.. Nie wiem co się dzieje
Sama chętnie się dowiem jak to jest, bo dopiero zaczynam 🙂
Jestem z moim M już 7 lat, pływa od prawie 4, i do dzisiaj nie przyzwyczaiłam się do tego trybu życia. Jak wyjeżdża pierwszy tydzień to jakiś dramat, bezsenność, ciagła chęć rozmowy, problem z akceptacją, że to przecież jeszcze tyle czasu go nie będzie, zawracanie mu głowy tym, że czuję się źle.. później jest lepiej, jakoś dni lecą. Z kontaktem u nas różnie, zauważam, że faktycznie mój M już przed wyjazdem nastraja się tak parę dni na wyjazd. Zaczyna wszystkie emocje w sobie chować,mniej mówi,mniej się zwierza, ale okazuje więcej uczuć, przytula się, kochamy się. Cierpi i to widzę, najgorsze, że nie jestem w stanie mu pomóc bo sama jestem rozemocjonowana.okazuje mu wsparcie, zawsze mówię dobre słowo i dużo przytulam a płacze w samotności, aby nie widział jak mocno mnie boli to, że znów wyjeżdża. Zazwyczaj rzadko rozmawiamy na statku na kamerce, nie ma na to czasu, dużo piszemy. Rzadko kiedy też internet pozwala nam na rozmowę. Ostatnio zauważyłam, że ja bardziej chce niż on. Jakby wyłączył emocje, swoje potrzeby, jakby nie potrzebował kontaktu z moją osoba. Podejrzewam, że tak mu łatwiej, gdy nie musi mnie widzieć, aby nie zaczął tak mocno tęsknić i zajmować sobie tym głowy. Ale przy tym jest bardzo oschły, niezrozumiały na moje potrzeby, na to że czasami chce się wygadać, poradzić. Ostatnio mamy zły czas. Widzę że co raz ciężej jest mu tam siedzieć. A ja mam wyrzuty do siebie o to, że nie potrafię go do końca zrozumieć a on mnie. Gdzieś brakuje nam wsparcia i zrozumienia na potrzeby swoje wzajemne. Gdy zaczynał swoją drogę na morzu nigdy nie sądziłam że będę czuła to co czuje teraz. Szczerze, pogubiłam się okropnie i sama nie wiem jak mi lepiej. Czy z nim w trybie pracy stacjonarnej czy z nim ale w trybie pracy na morzu. Najgorsze, czuje, że też i mój M ma ostatnio podobne odczucia i też się bardzo pogubił. Praca na morzu jest bardzo ciężka. Wymaga dużo poświęcenia, zaangażowania, zrozumienia. Jak to mój M mówi, gdy wchodzisz na statek zapominasz o tym, że masz dom, że masz uczucia, wyłączasz je bo tak łatwiej. Zabiera z ciebie twoje życie, stajesz się samotnikiem. Masz wszystko ale nie masz niczego będąc tam. Także praca na morzu jak i dla nas kobiet, tak i dla naszych M ma dwa oblicza. Ma dobrą stronę, jest pełno pozytywnych rzeczy, ale ma też ta mroczna, i też ma dużo minusów i niesie za sobą ryzyko, że zniszczy psychikę i M i twoja. Jak nie jesteś gotowa działać w pojedynkę, radzić sobie ze wszystkim sama, dbać o swoją psychikę czasami bez wsparcia ale.wspierac swojego M pomimo, że ty czegoś potrzebowałas i nie mogłaś tego dostać, jeżeli tak nie potrafisz, to możesz później mieć problem z akceptacją tego w jakim trybie życia się znajdujesz. Aczkolwiek wspomnienia mam w większości dobre. Pomimo rozstań, zawsze te powroty to coś magicznego. Jeden dzień czy noc a tyle emocji i uczuć. To jest coś czego nie da się opisać. I pomimo że później wchodzi znowu do domu ze swoim chaosem, ze swoimi dziwnymi przekonaniami, że on to przecież później by posprzątał, pozmieniał, że pierwszy tydzień czy dwa wygląda bardzo różnie, bo nie może przyzwyczaić się do tego że wrócił, to i tak nie zamieniłabym go na nikogo innego. Kocham go takiego jakim jest, a trafil mi się trudny przypadek. Mam nadzieję, że ułoży nam się wszystko i będzie już tylko lepiej. Duzo rozmawiajcie gdy jest na miejscu, okazujcie sobie masę uczuć i wspierajcie się.
Emilko, myślę, że może mieć tyle pracy, że nie jest w stanie nawet wziąć telefonu do ręki. Bywa i tak, że mają taki zajazd w pracy, że z maszyny idą prosto do łóżka, bo brakuje im sił aby myśleć o czymś jeszcze. Może też być faktycznie tak, że nawet w porcie nie ma internetu. Wiele razy tak się u nas zdarzało, że nie było kontaktu ponad półtorej tygodnia czasami dwa. Później wyrywkowo coś napisał i znów przerwa w pisaniu. Jest też trzecia opcja, że po prostu nie chce pisać, może sprawia mu to trud, że musi znów włączyć uczucia, że boi się, że zacznie tęsknić, za dużo czuć,myśleć i dlatego woli nie pisać aby po prostu przeżyć ten czas na statku i wrócić szczęśliwy do domu. Często M musi się wyłączyc z trybu życia i wejść w tryb statek. Co za tym idzie zostawia wszystkie uczucia i tęsknoty przed statkiem aby nie zwariować. Może to jego sposób na to, by nie zwariować. Na pewno warto o tym pogadać, zapytać się czy tak nie ma, jak się czuje jak jest na statku, czy radzi sobie z tym wszystkim. To ważne aby okazać mu zainteresowanie i zrozumienie jego pozycji.
Możecie się że mnie śmiać ale całe życie go kochałam .. od czasów odkąd pamiętam .. teraz po latach trafiliśmy na siebie
On mój ideał ..tylko że ..
Jak jest tu na lądzie jest poprostu boski ,nie znam drugiego takiego . Mój ideał ..
A gdy tam jedzie zmienia się tak że ja nie znoszę tej moje huśtawki emocji . Nie mówi że tęskni ani nic .. twierdzi że jest innym człowiekiem tam ..
Kocham całym sercem od zawsze ale jak on tam nie ma zasięgu bo np sztorm i to trwa 2 dni ja szaleje .. z tygodnia na tydzień jest coraz bardziej oschły . Wy też tak macie ? Nie jesteśmy ze sobą na 100%ale jak tu jest to wiem że kocha … A jak jest tam to ja nic nie wiem
2 dni to nic 😉 u nas bywa brak zasięgu przez 2-3 tygodnie 😉 oczywiście , że tam wchodzi w tryb praca. Nie mówi, że źle po prostu robi swoje. Czy musi non stop mówić, że kocha i yeskni by tak było? Nie. Facet z zasady nie jest emocjonalny a jak wejdzie w dół to trudno mu na morzu z tego wyjść. Emocje wycisza, tak mu łatwiej. Mi zajęło trochę czasu by to zrozumieć, ale my nigdy nie kleimy się do siebie w tłumie, dajemy przestrzeń. Jesteśmy razem bo sue kochamy, nie trzeba tego non stop mówić.
Dziękuję Ci bardzo za to !!!! Dzisiaj dzwonił do mnie i dawno nie byłam taka szczęśliwa ,chyba to pokazuje mi jak bardzo go kocham i jak bardzo mi zależy tylko muszę się tego nauczyć . Chyba związek taki stacjonarny nie daje tyle co na odległość !chociaż bardzo ciężko . Ale nauczę się tak jak Ty . Cudownie że mi odpisałaś ! Długo jesteś ze swoim M.?jak Ty się czujesz jak go nie ma ?
Przemoc to odreagowanie , rak samo jak uzależnienie kt często występuje w zawidach zagrożonymi wysokim poziomem stresu np u policjantów. Rozłaka powaznie daje w kosc, ale żaden zawod nie tłumaczy przemocy. Przemoc jest przemocy i nie mu tu co rozmawiać, trzeba takiego za drzwi wygnać podobnie zdrada, to nie okazja czyni czyni złodziejem, jak ktoś chce to zawsze znajdzie powod do zdrady.
Ja dostałam w twarz od faceta raz, nie hyl marynarzem, nie było tez kłótni, byl u niego alkohol. Od razu zniknął z mojego życia, bez tlumaczenia czy dawaniu kolejnej szansy.
Mi najbardziej doskwiera rozłaka w związku marynarskim i brak zasięgu, nie raz i przez 3 tygodnie bez kontaktu…..wyobraźnia wtedy pracuje 🙁
Kilka lat temu zakończyłam przemocowe małżeństwo. Tłumaczenie, że zachowania przemocowe wynikają ze specyfiki pracy jest moim zdaniem błędne. To kwestia charakteru, wzorców a nade wszystko przyzwolenia. Zamiast od początku wyznaczyć granice, kobiety wolą tłumaczyć chore zachowania swoich byłych stresem. My przecież też przeżywamy stres, ale z tego powodu nie terroryzujemy bliskich, nie rzucamy dziećmi o ścianę czy nie niszczymy wszystkiego co nam pod rękę wpadnie. Teraz mam partnera marynarza i to on jest buforem w naszym domu. Nie przenosi stresu z pracy na niwę rodziny. Przy 3 babach, w tym 2 nastolatkach i 6 kotach, ciężko o spokój, a on go zachowuje i dodatkowo działa na mnie wyciszająco. Nie przyszłyśmy na świat żeby być dla kogoś workiem treningowym. Na wszelkie przejawy agresji psychicznej czy fizycznej należy natychmiast i stanowczo reagować. Jak? Zapraszam do rozmowy. Niestety ma w tej kwestii doświadczenie.
miałam podobną sytuację nie wiedziałam co robić. Wolałam przeczekać ale…..to wróciło i było gorzej. Udalo się stanąć nam na nogi ale łatwo nie było.
Kasiu, piszesz, że” Pierwsze co może zrobić żona w takiej sytuacji, to pomóc. Rozmawiać, tłumaczyć, skorzystać z porad specjalisty. Nie wycofywać się.” A sądzisz że żona tego nie robi? Ale mąż nie chce słuchać co żona ma do powiedzenia, i co wtedy ta biedna żona ma zrobić? Bardzo sobie cenię Twoje wpisy, ale tym razem nic z niego nie wynika poza stwierdzeniem, że są takie sytuacje. Żadnych konkretnych wskazówek, porad, podpowiedzi, chociażby takiej, że żona musi szukać pomocy przede wszystkim dla siebie i dzieci.
Elisa, zawsze warto mówić o danym temacie. Niestety ale ten jest tak trudny i indywidulany, że bardzo podać gotową receptę.
Wiele histori się przewinęło i każde rozwiązanie zapewne jest inne. Tem wpis miał akurat na celu pokazać, że tak się czasem po prostu dzieje, że inne dziewczyny mogą w podobnej sytuacji, że takie sytuacje się zdarzają.
Właśnie dlatego te „słodko-pierdzące” (bez urazy) historyjki w postach na ŻM, są czesto dołujące dla wielu żon marynarzy. Rzeczywiście nie mówi się o tym wcale.
W postach od kobiet marynarzy są bardzo różne historie. Wiele jest trudnych. Ale zawsze trudniej mówić o tych gorszych stronach. Trzeba więcej.
Za mało się o tym mówi