Biorę leki ale czasem nie pomagają…
„Nie mam wsparcia psychicznego, czasami wydaje mi się, że to depresja. Jednak lekarz mówi, że nie bo inne by były objawy. Jak by było za mało, dowiedziałam się, że mam guza koło tarczycy, robiłam biopsję. Napisane było, że „pod ścisła kontrolą”, nie powiedzieli co to. Mam przyjść na kontrolę w listopadzie. Zmarł mój tata ( bardzo zawiła historia)Mojego M ściągnęłam z kontraktu, bo sama nie dałam rady. Dostałam 3 ataki paniki pod rząd, co chwilę dostawałam leki na uspokojenie. Równocześnie trwały problemy z siostrą pogubiła się w życiu i popełniła samobójstwo. To dla mnie wstrząs. M został dłużej w domu, bo nie dałam rady psychicznie.Czuję się złą Matką. Dzieci nie mają ze mnie pożytku, ciężko wstać z łóżka, umyć się i zrobić jedzenie. Biorę leki ale czasem nie pomagają. Nie mogę wrócić do pracy, bo taki teraz okres(covid) . Wkrótce też będzie stał nasz nowy dom. Zostanę w nim sama z dziećmi. Nowe życie, nowi ludzie, szkoła.Mam wrażenie, że nie dam rady, że to mnie przerośnie, już przerasta. Na tą chwilę czekaliśmy długo, dostaliśmy szansę ale boję się, że przeze mnie, to wszystko padnie. Mogę to zniszczyć, boję się, że któregoś dnia M mnie wytrzyma i nas zostawi. Dużo ze mną rozmawia, zapewnia, że będzie dobrze. Wspiera i też mi mówi, że nie zostawi bo jesteśmy ze sobą 13 lat i tyle co wytrzymał to i to da radę znieść. Zawsze sobie radziłam, ale te stany psychiczne, to wszystko co się wydarzyło – to jakieś nowe życie. Ciężko mi z tym, że nie jestem dyspozycyjna tak jak ja bym to widziała”
To fragment jej rozmowy z czytelniczką, żoną marynarza. Doszłyśmy do wniosków, że za mało mówi się o problemach, psychicznych wśród nas – kobiet, kobiet marynarzy. Osobie, która nigdy nie przeżyła depresji, stanów lękowych, paniki trudniej jest zrozumieć, że to co się dzieję jest bardzo trudne do opanowania i praktycznie dzieje się poza tobą. Możesz być najsilniejszą i najbardziej ogarniętą babą i też może to spotkać ciebie. Doszłyśmy także do wniosku, że nie będę pisać tu mądrości na temat depresji, stanów lękowych itp. To są choroby, zaburzenia, które trzeba leczyć i czerpać wiedzę o nich w miejscach, gdzie są specjaliści. Stwierdziłyśmy, że chcemy to pokazać ponieważ:
„Możesz pokazać, to o czym piszemy jeśli masz ochotę . Są jeszcze inne dziewczyny, które do mnie napisały. Wiedzą co czuję. Jedna leczy się depresyjne wiele lat, a druga leczy się na nerwice lękową od 8 lat. Jedna ma dziecko, a druga zaręczona. Więcej jest takich dziewczyn, tylko nie chcą o tym mówić, bo się wstydzą i boją że będą wytykane”.
…ponieważ kobiety nie powinny się wstydzić, tylko szukać pomocy, porady, leczenia. Jeśli chodzi o kobiety marynarzy, to jeszcze bardziej są one naznaczone faktem, że muszą sobie same radzić, być dzielne. Trudno też jest szukać wsparcia na drugim końcu świata. I ten trud nie wynika z tego, że marynarz nie chce wspierać, czy nie ma jak. A z tego, że wyobrażanie sobie takich emocji na odległość jest praktycznie niemożliwe. Dodatkowo w ramach tego całego wstydu – my to po prostu ukrywamy.
Kolejna krótka historia.
” Byłam w 9 miesiącu pierwszej ciąży. Jestem chyba normalną dziewczyną. Energiczną, czasem miewałam „doła” jak każdy. Ale z radością czekałam na poród. Zaczęło się. Przyjechałam na odział jako standardowa rodząca kobieta. Komplikacje, poród przez CC, fatalne wsparcie (niestety położnych), zero laktacji….i po 10 h byłam już zupełnie inną osobą. Ale taką której nigdy nie znałam i nie chcę aby kiedykolwiek wracała. To był koszmar, nie mogłam się ruszać nie spałam. Inne matki w moich oczach wszystko ogarniały. A ja jak zaczęłam płakać, to nie umiałam skończyć. Coś ze środka wołało – tu jestem, a tak naprawdę na zewnątrz była zupełnie inna osobą. Dziecko obsługiwałam automatycznie( doszedł terror laktacyjny). Pewnie inni i ja myśleli, że to zmęczenie ale byłam wtedy najbardziej nieszczęśliwa na świecie – a przecież urodziłam. Nie umiałam zająć się dzieckiem, płakałam( gdzie ja praktycznie nie płaczę) i tak jak mogłam to ukrywałam.To wszystko zabrałam do domu, funkcjonowałam jak zombie. Dziś wiem, że była to depresja poporodowa i wiem, że powinnam mieć wtedy pomoc. Skoro ja jednak nic nie mówiłam, nie prosiłam, to pewnie nic mi nie jest. Bardzo się wstydziłam tego, że jestem ” słaba”. Tamte chwile w „innym ciele” z których wychodziłam w milczeniu własnymi siłami wpłynęły na całe moje życie”.
I ta historia jest moja. Dzielę się nią z wami, bo się nie wstydzę i chciałabym, aby inne młode mamy nie wstydziły się, tylko pomogły sobie, aby inni im pomogli. Bo tak czasem może zareagować nasz organizm, niezależnie od naszego charakteru.
W przypadku kobiet marynarzy ważne jest, aby rozróżnić dwie sprawy.
Żyjemy na pewno w trudnych związkach, wymagających ale też motywujących i pełnych miłości. Nasza codzienność i my jesteśmy totalnie różni. I czym innym jest fakt, że raz mamy lepsze, raz gorsze dni. Czy też, czy jesteśmy bardziej energiczne, czy może spokojniejsze? Każda z nas radzi i ogrania, to życie na swój sposób.
Ale w przypadku żadnej z nas nie ma gwarancji na to, że – nas ten problem depresji, czy innych chorób nie spotka. Peleryna super bohatera nie wyklucza problemów zdrowotnych. Jednak ta sama peleryna, która powstała w czasie prowadzenia takiego związku, rodziny na odległość. Która jest wypełniona siłą, miłością, determinacją. Ta sama peleryna niech nam pomoże być odważnym w stosunku do samej siebie i nie wstydzić się jeśli czujemy, że coś jest nie tak. Gdy gorszy dzień trwa miesiąc, a uśmiech zamienia sie w codzienną niechęć. Przecież kto jak nie my wie, że jeśli my o siebie nie zadbamy, to innym będzie tym bardziej trudno to zrobić. Znamy siłę samotność.
Co ma wpływ na depresję u kobiet?
Stan cywilny, relacje w związku!!!!!, sytuacja zawodowa, procesy poznawcze, okres porodowy, okres menopauzy.
Po rozmowie z czytelniczką wydaje się nam, że jeśli więcej kobiet odważy się i powie o tym, tym łatwiej będzie innym kobietom wstać i wykorzystać tę swoją pelerynę. Moja czytelniczka wstała, ten proces trwał, ale jest na dobrej drodze.
Bycie żoną/partnerką marynarza, tworzenie życia związków, rodzin podzielonych milami/kilometrami WYMAGA OD CIEBIE CZĘSTO PONADPRZECIĘTNEJ SIŁY, ALE TEJ SIŁY CI NIE DAJE W PAKIECIE.
Jeśli chcesz się podzielić swoimi doświadczeniami napisz w komentarzach, albo maila info@zonamrynarza.pl
Komentarze (9)
Witam,
Czytam komentarze i widzę,że nie tylko ja czasem miałam doły.
Niestety jestem w trakcie rozwodu z M.
Mam depresje,myśli samobójcze.M nie chce powrotu i nie chce rozmawiać.Oddalalismy się od siebie-jak miałam dola mówił” silna jesteś dasz radę”. Staraliśmy się o dziecko-nie wychodziło,załamana nie dostawałam wsparcia tylko „to zaadaptujemy”.Pretensje o moja pracę (zarabialiśmy tak samo) stacjonarną i bliskie kontakty z Rodzicami(których lubił) jak go nie było.
Po 6 latach zostałam spakowana i wyprowadzona jak śmieć.
Teraz ma kogoś innego.
Ja zostałam z depresją,bez znajomych,sama,ze zmarnowanym 6cioma laty młodości.
Niestety mój M nie chciał i nie lubił rozmawiać o poważnych tematach.
Nie każda kobieta może żyć w takim związku. Ja też nie mogę, A jestem.zona marynarza. Na szczęście za rok kończymy pływanie dla dobra mas samych i naszych dzieci. Na szczęście zawsze krótkie kontrakty. Jak widzę na blogach, w komentarzach jak wiele facetów wyjeżdża na kilka miesięcy to.. szlag mnie trafia. Jest tyle krótszych kontraktów, cała masa. Dziewczyny, nie dajcie sobie wmówić że.sie nie da zmieniać kontraktów na krótsze! Trzeba chcieć. Jeśli nie dajecie rady jak dziewczyny z listów to chlop wracaj z morza i koniec. Co ważniejsze kasa l, kariera czy wasze zdrowie psychiczne ? Ja nie mam depresji, mam wielkie wsparcie mamy, wielkie wsparcie mojego M. Nigdy mnie nie zostawił w ciężkich chwilach, jak poród,.choroba. statek to nie więzienie. Tak mówi mój m. Gdy trzeb awaryjnie wróci do domu. Straci pracę? Trudno. Poszuka nowej. Nie raz tak bylo u nas. U nas ostatni rok, kończyny dom i koniec. Noe musicie tego robi oczywiście l, ktoś pływać musi. Wiadomo. Ale kilka miesięcy? Dla dzieci.. to koszmar, to odbija się na psychice, jestem psychologiem wiem.co mówię. Pewnie wiele się obrazi, oburzy, Ale to poklepywanie się po ramionach w necie gdy żegnacie męża i ojca na np. Pół roku nie pomoże. Kochane myślcie o sobie.
Mój mąż też mnie nie wspiera…jest mi ciężko, zwłaszcza teraz, gdy mamy dwójkę dzieci, a ja jestem z nimi większość czasu sama. Przeszłam wiele trudnych sytuacji, sama. Mam wrażenie, se relacja z nim zabrała mi całą radość życia, wyciąga całą energię. Od 13lat nie zrobił nic, aby zmienić kontrakty na krótsze, nie kiwnął palcem, chociaż prosiłam go o to ze względu na dzieci. Teraz już nie proszę, chcę spokoju… Mogłabym pisać naprawdę wiele, również to, że mam poczucie zmarnowanego życia. Usłyszałam wiele przykrych słów z jego ust: łącznie z tym, że jestem szmaciarą… dla niego najważniejsze są pieniądze. A jak jest w domu to jego odpoczynek jest najważniejszy, od 6lat nie byliśmy nigdzie na wakacjach. Relacje z dziećmi są dobre na parę dni, potem już mają sobie iść…
Teraz odpoczywam, gdy go nie ma, mamy ciszę i spokój. Przestałam się przejmować i byłam głupia, że wypłakiwałam oczy za takim typem
To bardzo ciężkie życie.Rodzina jest dysfunkcyjna i nieważne jak nie które z Was będą się przed tym stwierdzeniem bronić tak jest.Co to za przyjemność przeżyć pół życia samemu w smutku i frustracji,który zawsze się pojawi pomimo usilnych prób ucieczki.Po 10 latach stwierdzam że nie można wyjść z takiego życia zdrowym psychicznie.Kiedys lekarka mi powiedziała że zna środowisko marynarskie i nie zna żadnej normalnej kobiety.Kilka lat temu nie za bardzo ja zrozumiałam ale teraz wiem co miała na myśli.Niektore z nas dobrze się maskują i nie chcą się przyznać do prawdy bo to oznacza przyznanie się do porażki.
Oczywiście, że taka rodziną jest dysfunkcyjna. Bardzo żałuję swojego wyboru.
Całkowicie się zgadzam. Można udawać i sobie tłumaczyć Ale nikt nam pół życia nie odda. Im jestem starsza tym bardziej zaczynam to rozumieć
Ehhh takich dziewczyn jest więcej, dużo więcej. Nam jest ciężej bo jesteśmy same, same musimy się borykać z tymi problemami. Ja odkąd urodziło się pierwsze dziecko jestem bardziej nerwowa, mało cierpliwa i wybucham. Chciałam iść na terapię ale mój Mąż stwierdził że po co mi to, że jestem przemęczona i stąd to wszystko. Owszem pomaga fizycznie jak jest w domu ale psychicznie nie robi nic żeby mnie wesprzeć. Gdyby mnie zachęcił do terapii, powiedział że zostanie z dziećmi, że mogę iść to on ma pretensje że on wraca a ja wtedy ogarniam swoje sprawy (lekarzy itp) a on musi siedzieć z dziećmi. Kiedy mam to zrobić?!
Zgadzam się z tym , że takich dziewczyn jest więcej, mamy podobne problemy albo miałyśmy, dlatego warto prosić o pomoc. Ze swojej strony jestem otwarta na pomoc dziewczynom. Mam w gabinecie taki dzień dla pomocy pro bono. To środa, jeśli chcecie to wasz dzien dla zon, przyjaciółek, dziewczyn marynarzy. Co do depresji to wiem jak potrafi wysysac siły z każdego człowieka. Dziekuje Kasiu za ta publikacje.
dziewczyno, porozmawiaj ze swoim mężem, nie stawaj się jego ofiara, bo on nie chce cię wspierać – wstyd dla niego. Szukaj pomocy, inaczej zniszczysz sama siebie. Chyba musisz sporo zmieni c w swoim życiu, a przede wszystkim pracować na relacją mężem, bo jest od tego, żeby cie wspierac. Nie pisz w internecie, tylko szukaj profesjonalnej pomocy.