Czy warto obawiać się teraz podmiany?
Stan epidemii paraliżuje cały świat.
Przede wszystkim bardzo się cieszymy, że Polska firma PŻM sprowadza marynarzy którzy u nich pracują, robi podmiany i dba o ich bezpieczeństwo tam gdzie jest to możliwe. Brawo- bo to trudna praca. I pięknie, że Polska firma sobie tak dobrze z tym radzi.
Jednak, czy to w mediach, artykułach czy w opinii społecznej – znajduje się przekaz odnośnie polskich marynarzy w kontekście głównie tej jednej polskiej firmy. A to jest bardzo mylący przekaz.
Polscy marynarze, to też ludzie, którzy pracują w tej chwili w większości dla firm zagranicznych. To ludzie, którzy pracują na całym świecie na wielu rodzajach statków.
Ta grupa, to ogromna grupa ludzi, która z oczywistych względów nie ma nic i nic nie dostanie od Polski w sensie pomocowy czy jakimikolwiek innym – bo nie pracuje w Polsce ani dla Polski.
To ludzie, którzy w tej chwili po długich, albo trudnych kontraktach zostają dalej na statkach bez określonego bliżej dnia powrotu, albo tacy co właśnie mieli wypłynąć na kontrakty i nagle są bez pracy i bez dochodu. Albo też tacy, którzy jak tylko mogą przemieszczają się do portów przez środek epidemii byleby tylko podmienić kolegów.
Takie realia tej pracy- oni są gotowi na trudne warunki.
Polscy marynarze, to ludzie którzy zależni są od sytuacji w kraju z którego jest ich firma, albo w którym obecnie się znajdują.
Zobaczcie ile statków jest w tej chwili na morzach. Oni tam pracują też dla ludzi. Polscy marynarze pracują na całym świecie, a ich sytuacja wcale nie jest ani jasna, ani opanowana. Jest tak zmienna jak sytuacja każdego kraju z którego jest ich armator, albo gdzie jest ich statek.
Warto wiedzieć, że marynarze z Polski, to właśnie w większym procencie ludzie, którzy pracują na całym świecie w bardzo różnych firmach, a nie tylko pracownicy jednej polskiej firmy.
Nie ma co ukrywać, że sytuacja jest trudna. Jednak to nie sam koronawirus jest problemem dla marynarzy, tylko wszystkie niedogodności, które on powoduje:
Problemy z powrotem do domu
Mała ilość lotów
Wydłużane kontrakty
Nie wypłacane/opóźnione wypłaty
Bankrutujące firmy
To są realne zagrożenia, a nie sam koronawirus. Zawód marynarza ma w pakiecie pewne ryzyko – zawsze miał. Przecież oni podróżują w tak różne miejsca na świecie. Stykanie się z krajami, gdzie szaleje Ebola czy Malaria, to tylko przykłady tego „niebezpieczeństwa chorobowego”.
W pierwszym momencie, gdy weszły wszystkie obostrzenia i brak lotów… faktycznie wszyscy wstrzymali oddech, i można było odnieść wrażenie, że nikt się nigdzie nie ruszy. Ale z każdym dniem okazywało się, że jednak trzeba jechać, że gdzieś jest praca, że loty są – tylko np. Berlina. I tak, krok po kroku na jakimś poziome bardzo minimalnym i nieznanym dotychczas, ale podmiany się działy i dzieją. Oczywiście nie wszędzie. Odbyły się czartery organizowane przez firmy dla marynarzy z Afryki do Paryża. Były też duże podmiany czarterowe z Warszawy i Gdańska itp. I takie indywidualne na własną rękę.
Przed taką decyzją też stanęliśmy z moim M. Trzeba było jechać. Nie wiadomo na ile, plus kwarantanna w obcym kraju – to akurat było dość niepokojące. Gdy widzisz jak w mediach Hiszpania jest w kryzysie, ludzi umiera naprawdę wielu, to możesz mieć uzasadnione obawy. Jednak 4 różne dokumenty, zgody w kilku językach, bagaż, maseczki, rękawiczki i jedziemy.
A było to parę tygodni temu, gdzie nie każdy jeszcze wiedział, że Europa lata”. Początkowo może i był strach, ale niepotrzebny. Wszystko wszędzie zabezpieczone najlepiej jak się da. Przede wszystkim pustki na lotniskach.
Wielu marynarzy tak podróżowało. Jechaliśmy z 3miasta do Szczecina. Musiałam zawieść M razem jeszcze z 2 marynarzami.
Na miejsce podjechał wynajęty duży bus, który w reżimie sanitarnym przewiózł chłopaków do Berlina. Granica do Niemiec pusta, bez kontroli. To tylko Polacy kontrolują kto wjeżdża samochodem. Potem chłopaki lecieli z Berlina ( pustego, gdzie pani przy odprawie sama stwierdziła , że głównie to marynarze latają) do Frankfurtu. Tam była noc w hotelu przy lotnisku. Część ekipy leciała z Berlina czyli teoretycznie była z Niemiec i mogła wyjść na noc bez kwarantanny. Chłopaki z innych krajów takich jak Włochy, Litwa – musieli nocować na lotnisku, bo gdyby wyszli dostali by kwarantannę.
Rano był lot do Barcelony – dalej puste lotniska, kontrole strażników, pusto i bezpiecznie. W samolocie też mało ludzi – ledwo co. I dalej z Barcelony na Wyspy Kanaryjskie. Tam prosto z lotniska busem na kwarantannę. A po 2 tygodniach do portu na podmianę. I taka to była historia. Oczywiście wszystkie te loty były rejsowe, zakupione przez biuro w sieci. Niby jak zwykle ale jednak cała podróż była dość niezwykła. Z Barcelony, gdzie normalnie lata mnóstwo samolotów, tym razem wylatywało tylko 6.
Na pewno więcej strachu, niepokoju było, gdy mój M pracował w Afryce. Trzeba mieć dystans do tego strachu. Problem jest raczej ten wspomniany już na początku, czyli organizacja, praca, płaca itp.
Historii takich z podmianami było wiele. Na bieżąco na Fanpage były wysyłane na żonę Marynarza i Wam pokazywane. Nie wszędzie jest łatwo się podmienić, szczególnie poza Europą. Miejmy nadzieję, że ta nasza nienormalna normalność jednak wróci jak najszybciej. Żeby każdy miał możliwość wyjazdu na swój kontrakt, to już będzie bardzo dobrze.
Znajdziecie tu zdjęcia Mojego z M z opisanej podmiany, zdjęcia Arka i Piotra, który jeździ po Marynarzy do portu.
Zostawiam też krótkie filmiki lotnisk – czyli jak to wyglądało.
Komentarze (7)
Mój M wrócił pod koniec czerwca po długim okresie wyczekiwania i niepewności spowodowanej obecną sytuacją na świecie. Jak był na morzu tęskniłam i nie mogłam się doczekać kiedy wróci. Teraz wrócił i coś mu się totalnie poprzestawiało ;((( Zawsze gdy wracał potrzebował przez kilka dni ciszy, spokoju i odpoczynku to oczywiste i zrozumiałe ale po 3-4 dniach wszystko wracało do normy. Teraz jest już ponad 2 tygodnie i cały czas coś mu nie pasuje. Jedynie jak do mamusi jedzie to zachowuje się normalnie. Wszystko musi być idealnie tak jak powie, cały czas podnosi na mnie głos i źle traktuje . Od używek nigdy nie stronił ale teraz alkohol pije codziennie… i to nie piwo a cały czas whishy i wódka. Nie mówiąc o paleniu trawy. Nie poznaję go i chce mi się płakać!!!!! Nie wiem co mam robić, może jakaś pomoc psychologa.. ale on nie chce o niczym słyszeć, bo od razu krzyki i awantura!!!! Wiem że mu może być ciężko bo długo był na morzu, ale od ponad 2 tygodni odkąd wrócił zachowuje się jak skończony palant… Niestety z moich obserwacji i kilku lat związku widzę że ten zawód wpływa na zachowanie i im dalej w las.., a może raczej w morze tym jest tylko gorzej.
Może któraś z Was mi doradzi co mam zrobić, bo naprawdę to jest nie do zniesienia.
Dokładnie, polscy marynarze są na całym świecie. Mój M pracuje dla amerykańskiego armatora ……nie widać póki co szans na powrót do domu 🙁
AMY Ale pracuje i zarabia ??chyba fajnie jak pieniążki wpływają na konto niż jak miałoby ich zabraknąć?niektórzy zostali bez środków do życia bo nie mogą wypłynąć . Więc ciesz się że Twój mąż jest na statku i wpływa Ci pensja dzięki czemu masz za co żyć!nie narzekaj !
Słabe porównanie. Wg mnie tak źle i tak niedobrze.
Mam za co żyć ponieważ pracuję zawodowo! M nie musi na mnie pracować a wolałabym by wrócił do domu nawet na pół roku ! Żadne pieniądze nie są warte Jego nieobecności 🙁 każdy ma inne priorytety. Dla mnie to życie i zdrowie moich bliskich, nie pieniądze. gospodaruje nimi tak by był zapas na życie na wypadek różnych nieprzewidzianych sytuacji czy chorób.
Amy ja też mam za co żyć i nie narzekam !Ale takich osób za dużo nie jest. Niektórzy żyją od pensji do pensji !!I nie mów tutaj o tym że chciałabyś żeby ma z był w domu i pół roku . Skoro tak nie potrzebujecie pieniędzy to niech wogole nie pływa i będziecie ciągle razem:) Powodzenia:) i oby nigdy nie podwinela Ci się noga że nie będziesz miała co do garnka wsadzic 🙂
podwinęła nie raz. To czy mój M na drogę zawodową wybrał pływanie czy tez nie to nasza sprawa z czego nikomu nie musi się tłumaczyć. Dla mnie może nawet rok, dwa , trzy być w domu, tego czasu nigdy nie nadrobimy. Nie mam zamiaru też przepraszać za to, ze mamy pracę a inni nie, nie jest to nasza ani niczyja wina, taki trudny czas.