Jak on mógł to zrobić ?
Chciałabym się podzielić pewną bardzo prostą historią, wręcz banalną, ale to właśnie ona otworzyła mi oczy.
Każda z nas wyrabia sobie różne nawyki w życiu. Ma swoje przyzwyczajenia, kłopoty, radości i przede wszystkim jako mama dzieci, które wymagają jeszcze naszej opieki, czasu, zaangażowania, które nie mogą zostawać same – doskonale wie co może, a czego nie może robić. Do czego warto angażować opiekę, a gdzie łatwiej odpuścić.
Jestem mamą dwójki dzieci w wieku 3 i 10 lat, co ,”niestety” oznacza, że od 10 lat właściwe opiekuję się jakimś małym dzieckiem, które nie może zostać samo w domu, które wymaga od mnie uwagi, opieki, zaangażowania…. Po tylu latach jest to już częścią życia kobiety, a nie etapem. A w moim przypadku na taka rozpiętości czasu ma wpływ duża różnica wieku. Bo o tyle o ile syn jest w stanie być sam w domu, czy sam się ogarnąć, to 3 latka raczej nie. Ale nie mają znaczenia tu moje dzieci, a pewna historia i zależność.
Każda z nas wyrabia sobie pewne nawyki, zachowania, przyzwyczajania, to o czym już było wyżej. A w naszym przypadku, (kobiet marynarzy, czy innych kobiet które „zmuszone „ są do życia często, albo zawsze w pojedynkę)przeważające znacznie mają właśnie te nawyki, odruchy, to co mogę czego nie mogę jak funkcjonuję, które wyrabiamy sobie będąc same. Prawda jest taka, że gdy marynarz wraca – owszem sporo się zmienia – ale automatycznie wiele sprawa zostaje w naszych głowach tak jak było i nawet trudno nam ogarnąć, że możemy coś zrobić inaczej. Bo nie jest naturalne zmieniać swój styl życia co kilka tygodni, miesięcy. A my niestety ale musimy tak robić.
Gdy wychowujemy małe dzieci świat staje na głowie i mamy mnóstwo ograniczeń. Przykładowe takich najprostszych: wyrzucenie śmieci, wyjście gdziekolwiek samej, przespanie sobie nocy, pójście po zakupy czy po prostu tak jak kiedyś wyjście z domu z koleżanką, pobiegać, czy nagłe zostanie w pracy – nadgodziny….
Ale żeby było jasne nie chodzi o negatywy, tylko o realne spojrzenie przez pryzmat właśnie naszego życia. Jeśli nie mamy pomocy, to prostota dnia jest wyczerpująca, to jak wejście na Mont Everestu. Dlatego z czasem wyrabiamy nawyki wygodne dla tej sytuacji ( czyli rezygnujemy z wielu spraw albo, dopasowujemy je do sytuacji) i zapominamy, że był „inny świat”, gdzie miałyśmy łatwiejszy dostęp do prostych czynności . Zobrazuje to właśnie historią, która mnie spotkała….
– Mój marynarz wrócił z kontraktu, oczywiście byłam zadowolona z siebie, bo znowu stawałam na głowie, aby dzieci miały wszystko jak najlepiej. Zwłaszcza, że były świętą i czas ten spędzaliśmy osobno. Biorąc też pod uwagę przerwę świąteczną i chorobę, spędzaliśmy ten czas razem w domu. Z wielu spraw musiałam zrezygnować, przełożyć albo trudno było nawet w takiej sytuacji o nich pomyśleć, nie przyszło mi do głowy, że w ogóle mogę zrobić. Po prostu automatycznie dopasowałam się do sytuacji, korzystając ze swoich nawyków.
Jakieś dwa, trzy dni po powrocie mojego M, budzę się rano i patrzę, że on wchodzi do domu. Byłam mega zdziwiona i pytam go gdzie był?
A on na luzie odpowiada,
– że wstał szybciej bo nie mógł spać i pojechał na basen.
I tu był zonk w mojej głowie,
– Że co ?????????????????
Jak on mógł to zrobić ?
Tak sobie po prostu wstał i pojechał na basen???????? Jak to ?????? To ja tu zapier…..a on jedzie na basen rano tak o? Jak on mógł mi to zrobić, przecież nie można tak po prostu sobie wstać i wyjść. Jak on może tego nie rozumieć ???? I milion innych podobnych myśli.No właśnie i tu się zorientowałam, że on właśnie może tego nie rozumieć. Bo tak jak ja nigdy nie poznam życia na statku, tak on nie pozna życia samemu z dziećmi. To, że marynarz czasem zostanie sam, to nie jest ciągłe życie, to po prostu sytuacja dla niego bardziej traktowana jako wyjątek, a nie jako codzienność.
Najgorsze jest tak naprawdę to, że mnie przez myśl nie przeszło, żeby po prostu wstać i iść np. pobiegać- ruszyć się. Bo na takie wyjście z domu ja w „ swoim życiu „ po prostu nie mam szans bez zaplanowania tego. A on tu tak o sobie idzie i już – co za facet. Ale ten cały basen, pokazał mi w jakich swoich schematach funkcjonuję. Tak naprawdę zaczęłam się śmiać z siebie, że taka „pretensja” wpadła mi do głowy, ale dzięki niej jakoś tak spontanicznie wyszłam na drugi dzień pobiegać.
My kobiety, po prostu przenosimy nasze schematy i nawyki, te z życia samej z dziećmi, czasem prawie 1 do 1 , do tego życia jak marynarz wraca. Dodatkowo potrafimy dodać jeszcze kilka kwestii związanych z samym M, takich jak: A niech on sobie idzie, a był przecież zmęczony, niech pośpi, ciężko pracował…..
Nie możemy też wymagać od marynarzy, że oni to zrozumieją, bo jak widać „idę na basen” jest naturalną czynnością i mój marynarz wcale nie musiał pół dnia planować załatwiać opieki, zastanowić się czy zdąży, czy nie? My same musimy pamiętać o tym, aby wykorzystywać czas na maksa jak jesteśmy razem z M, właśnie też do własnej swobody wyjścia, poruszania się, spędzania czasu inaczej niż normalnie.
Ich przestawienie życia jest mocno widoczne – statek /dom. To widać, że to inne światy. A u nas tego nie widać na pierwszy rzut oka. Przecież ten sam dom, to samo – ale to tylko pozory, bo to też nasze dwa różne życia i my musimy o tym pamiętać. Możemy korzystać z tego, że oni są – śmiało. Tak samo wychodzić, wstać rano wyjść pobiegać. Wychodzić z tych stref komfortu, a nawet się zmuszać bo inaczej utkniemy. Warto te nasze nawyki trochę obserwować i modyfikować. I, mimo wychowywania czasem w pojedynkę tych naszych małych dzieci, pamiętać, że jest jeszcze „inny świat”. Taki, w którym można wstać i wyjść na basen i wrócić.
Komentarze (3)
Mam trochę podobną sytuację z moim M. z tym że basen nieco ,,większy,,. Otóż zarzuca mi że nie jestem spontaniczna, że przez to on nie czuje że możemy być dla siebie ot tak. Czekam na niego w domu od ponad 12 lat. Nie raz po powrocie miał nagłe zrywy ale kilkudniowe w Polskę – czasami sam, czasami z kimś, nawet nie wiem z kim bo wg niego to nie ma znaczenia. Jest egoista co sam stwierdził. Dużo rozmawialiśmy, chcialby ze mną wyjezdzac i robic rozne szalone rzeczy ale ja nie czuję się dobrze w tych szalonych pomysłach tzn nie muszę z nim skakać z wysokości ale mogę czekać na dole i chętnie pojadę by tak go wspierac i kibicować. Ale jego to nie satysfakcjonuje więc przestałam mu zabraniać jego wyskoków, ale emocje są silniejsze i proszę go żeby nie wyjezdzal bo znowu zostaję sama, że jest mi z tym zle. To samo zrobił gdy byłam w ciazy. Teraz gdy mamy małe dziecko oznajmil, że póki dziecko jest małe to on chciałby sobie powyjezdzac sam za granicę na kilka dni (wraca z rejsu do domu na 4 tyg i w tym czasie chcialby wyjezdzać). Nie umiem tego zaakceptować. Próbowałam przetłumaczyć sobie że on potrzebuje dużej swobody więc w takim razie niech raz na jakiś czas pojedzie gdzieś z deskorolką, rowerem czy spadochronem. Ale gdy jest dziecko? Nie umiem sobie z tym poradzić.
Prawda jest taka ze my nie wiem jak wygląda życie na statku A nasz M jak nasze samej w domu. To prawda ze zostając matka w naszym przypadku zamykają się pewne drzwi. Nie pójdę przecież z trójką dzieci do kina koleżankami. Nie każdy rozumie jakie mamy ograniczenia. Za to każdy lubi nam zaglądać w konto bankowe ?
O to każdy lubi- dokładnie