Rodzina i Dzieci

Dzieci nie wynagrodzą ci jego nieobecności.

Autor: 6 marca, 2019 5 komentarzy

– Jak sobie radzisz z jego nieobecnością, z jego brakiem, co robisz w wolnym czasie ?

– Nie mam tego problemu. Mam pracę i dzieci. Tyle spraw jest przy nich do ogarnięcia, że na pewno nie mam czasu na cokolwiek innego niż mój dom i dzieci.

Mniej więcej tak brzmiała pewna dyskusja. I nawet, jeszcze rok temu mogłabym się z nią zgodzić, bo sama tak myślałam, nawet byłam na milion procent pewna, że nie ma innej racji. Że każdą moją wolną chwilę, powinnam zagospodarować na zaległości, na dzieci. Bo  przecież jego  nie ma. Kto to zrobi, kto mi pomoże, kto da czas moim dzieciom? Nie wiem czemu my tak mamy, że ciągle myślimy, że robimy za mało, że dajemy za mało? My zawsze chcemy bardziej, mocniej, więcej. Wymagamy od siebie niemożliwego – bo  chcemy nadrobić tą nieobecność. I, zapewne szybko nie pozbędziemy się takiego podejścia – chyba mamy to we krwi.

No dobra, jesteśmy tymi twardzielkami – niech nam będzie. Super!!! Same musimy siebie trochę  doceniać, poklepać po pleckach – bo raczej nikt inny tego nie zrobi. I fajnie!!! Tylko w całym tym zamieszaniu, wyjeżdżaniu w morze, czasem przeginamy i zbyt mocno  fokusuejemy się na dzieci. Bo  tu też chcemy nadrabiać brak taty. A poza tym, to daje nam zajęcie, misję. I  absolutnie nie chodzi o to, aby dzieci odstawić w kąt i powiedzieć – róbcie co chcecie.  Tylko mamy taki mały kłopocik. Chyba trudno nam uwierzyć w to, że nasze dzieci nie są  naszym  głównym i jedynym światem, celem. No jasne, że piękne jest macierzyństwo, a uśmiechy naszych dzieci leczą wiele. Wiadomo, że chcemy spędzać z nimi jak najwięcej czasu, cieszyć się.  Ale nie są one naszą własnością, nie służą do leczenia naszego smutku. One nie zastępują nam męża, chłopaka – to osobny film, to inna historia.

Klasyczny przykład: Mama, całe życie praca, dziecko – wszystko, każda wolna chwila, całe życie ułożone pod dziecko –  bez niego nic. Nie zostaje na noc u dziadków, nie rozstaje się z mamą na krok, mama  rzadko się spotyka z koleżankami, nie ma pasji, nie ma czasu dla siebie… i tak  leci to życie. I  nagle boom – dzieciak się żeni, wyprowadza z domu, zaczyna samodzielność. A co z mamą? Załamana, nie umie tego zaakceptować. Przez to, że co chwila „traciła ” męża, cały czas mocno trzymał przy sobie dziecko. I  nagle nie ma celu, nie umie się odnaleźć. Trochę ją to poturbowało. Pustkę po mężu wypełniała dzieckiem.

Macierzyństwo, wychowywanie to nie jest kurczowe trzymanie przy sobie dziecka. To bycie przy nim, uczenie go wspieranie, stwarzanie mu możliwości, usamodzielnianie go!!! Ta miłość do dzieci, którą w sobie nosimy jest nieporównywalna z niczym innym. Pytanie, jak ją wykorzystujemy, jak działamy? Czy leczymy nasze smutki, czy wykorzystujemy do wzmacniana naszych dzieci.

Mąż, facet – to mąż. I trudno – ucieka nam ten wspólny czas – trzeba to zaakceptować. Wykorzystywać wszystko bardziej jak  jesteśmy razem – przebywać ze sobą, mieć wspólne cele ( nie tylko  dzieci).

Ale, gdy  jesteśmy osobno nie zastępować tego ” naszego czasu” dziećmi. Tu  trzeba mieć choć fragment własnego, babskiego życia. Swoje cele. I pogodzić się z faktem, że mamy 3 tryby, a jeden z nich, to bycie osobną jednostką – kobietą, która ma swoje życie, coś tam chce i to realizuje –  mimo wszystko(drugi to bycie mamą, i trzeci żoną). Czy to będzie wyjście do kina, robienie mebli, spotkanie z koleżanką, pisanie książki, czy bieganie po plaży, a może wejście na Kilimandżaro? Co za różnica? Małe, czy duże cele nie ważne, ale swoje.

Poczucie winy, często nie pozwala nam na zwykłe wyjście samej z domu. Ale to, że go nie ma, wcale nie oznacza, że to My mamy w tym domu być cały czas. To nie oznacza, olania siebie i nawet najmniejszych naszych potrzeb, chęci, marzeń. Najlepsza mama, to szczęśliwa mama, która przygotowuje swoje dzieci stopniowo do życia. Ale niekoniecznie taka, która swojego życia nie ma. Przecież kto jak nie my, wie najlepiej, że to  nie ciągła obecność definiuje jakość relacji. To dlaczego w stosunku do naszych dzieci robimy inaczej? Nie oddajemy do przedszkola, bo po co  jestem w domu. Nie wysyłamy na kolonie? Bo po co przecież jestem w domu? Nie zostawiamy pod inną opieką, bo  po co  jestem  w domu? I takie tam inne podobne przypadki.

Lidia ma syna. Jest samodzielną, pracującą mamą. I  miała marzenie. Na początku sama myślałam, że to może nie osiągalne, co ona wymyśliła, jak to zrobi? Ale kibicowałam na maksa. Bo wiedziałam, że jak to zrobi, to znaczy, że ja już nie mam wymówek na moje cele, że nie trzeba się bać.

Ona, znalazła grupę, zaczęła treningi – musiała to robić w czasie po pracy, czyli teoretycznie mogłaby go spędzać z synem. Ale Lidia wiedziała, że ma dużo miejsca w  sercu. I starczyło dla syna, na treningi, pracę i marzenie. Na pewno  było jej ciężko. Ale przecież  wychowanie, to też dawanie przykładu. Lidia chciała wejść na Kilimandżaro.

I co??? I wyjechała na 2 tygodnie z grupą i WESZŁA!!! Po prostu zwykła dziewczyna, mama z bagażem. Babka, taka jak każda z nas. Wstała zza biurka, poleciała, weszła i  jest szczęśliwa.( Brawo Li,). 

Nasze dzieci nie są po to, abyśmy wypełniały nimi pustkę w naszych sercach. Każdy ma tam swoje miejsce, zagospodarujmy to dobrze. A dzieciom dajmy miłość i wsparcie, aby szły w świat swoim życiem. Tak, aby chciały zawsze do nas wracać, a nie od nas uciekać.


Mam na razie kilka małych celów, wkrótce może będą większe.  Ale to nie ma znaczenia jakie one są. Ważne, aby je mieć:

  1. Wejść do wody zimą (morsowanie)  Temp na zewnątrz – 2 stopnie. Woda lodowata.
    Zawsze chciałam spróbować wejść do takiej wody. A wszystko dlatego, że uwielbiam kąpiele w gorącej wodzie. Chciałam zobaczyć jak jest inaczej. Pierwszy raz weszłam teraz, bez treningu jesiennego gdzie wchodzi się do cieplejsze wody i stopniowo się zwiększa. Weszłam 3 razy na krótkie szoty. Ale weszłam!!! To była adrenalina. I to uczucie po – takie ciepło i wolność. Cudnie. Przygotuję się bardziej i będę zwiększać długość pobytu w wodzie.
    Cel – zrealizowany!!!!- zaliczone.

  2. Regularnie ćwiczyć ( nie dla kg, dla mózgu. Albo bierzesz leki, albo idziesz w sport wybór jest prosty) – na razie się udaje. 
  3. Bieg na 5 km ( co to jest 5 km? Ale ja nie umiem przebiec, nie ćwiczyłam po ciąży, kondycja zero, i bardzo chcę umieć przebiec 5 km, nie muszę robić maratonów) – przede mną.
  4. Runmagedon z kobietami marynarzy ( wkrótce szczegóły zaglądajcie na FB) – przede mną.
  5. Zrobienie stołu i 4 krzeseł – w trakcie.

Moje nie są duże, ale są dla mnie ważne. A ty, masz jakieś swoje cele ? Realizujesz je? Napisz w komentarzu.

 

 

 

 

Podobał Ci się post?

Komentarze (5)

  • Co prawda nie jestem żoną marynarza ale tak trochę podobnie jest mąż raz na jakiś czas nie na codzienne życie,mam pasję maluje rzeźbie odnawiam różne rzeczy pracy brak ale czuję tą pustkę tym bardziej że jestem w kolejnej ciąży to chyba mnie najbardziej przeraża …będę musiała poszukać pomocy w kimś …

  • Brak celów. Pustka. Im dłużej M pływa, tym gorzej mi się z tym pogodzić. Chcę zwyczajnego trybu życia. Nie chcę zostawać sama. Duży bunt w środku.

  • Angielski super pomysł. Warto go szlifować. 3mam kciuki za twoje cele. Ja też 2 razy maks 3 w tyg trening

  • Gratuluję❤❤❤ojjj no i ja mam cele,mamy 10 miesięczną córeczkę,póki co trenning 2x w tygodniu pluss moje marzenie nauczyc się biegle j. angielskiego. Póki co kupilam kurs takze trzymam kciuki za Cieie/Was babeczki oraz za siebie?

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *