Adopcja dziecka a zawód marynarz – czy to jest przeszkoda?
Nie zawsze jest tak, że możemy mieć dzieci – mimo wszelkich starań nie udaje się. Cieszę się, że Ola podzieliła się swoją historią. Pamiętam jak rok temu rozmawiałyśmy o adopcji, czas szybko leci. Mnie od samego początku ciekawiło, czy zawód marynarza nie będzie tu przeszkodą dla ośrodka adopcyjnego, te ciągłe wyjazdy…..Dziękuję Oli wiemy już więcej…
Jesteśmy małżeństwem od 5 lat, ze sobą jesteśmy prawie 10. I od prawie 9 lat staramy się o dziecko. Na początku traktowaliśmy te starania jako kontrolowaną wpadkę, na zasadzie „będzie, to będzie”. Dopiero po ślubie nasze starania weszły na inny poziom. Udaliśmy się do specjalisty, przeszliśmy wiele badań, mniej lub bardziej dokuczliwych. Zdecydowaliśmy się na kilka zabiegów inseminacji, jak widać z marnym skutkiem. Jak ciąży nie było, tak nie ma. Praca marynarza wcale nie ułatwiała sprawy. Po wielu przepłakanych i nieprzespanych nocach zdecydowaliśmy się na inną opcję.
Do ośrodka adopcyjnego pierwszy raz poszliśmy w kwietniu 2017 roku. Tam odbyliśmy pierwszą wstępną rozmowę z kierownikiem. Pytali o warunki mieszkaniowe, pracę jaką wykonujemy, zarobki i nasze życie. Dostaliśmy informator i wykaz dokumentów, które należy złożyć aby rozpocząć całą procedurę.
Dokumenty zebraliśmy szybko, ale zanieśliśmy je dopiero po kilku miesiącach. Ten czas poświęciliśmy na dokładne przemyślenie sprawy.
Wszystkie papiery dostarczyliśmy do ośrodka w sierpniu. Znów odbyliśmy rozmowę z pracownikami ośrodka, umówiliśmy się na wywiad środowiskowy (w naszym domu) wstępnie na styczeń 2018r. Na szczęście udało się go odbyć już w listopadzie 2017r.

Baliśmy się, że zawód marynarza będzie przeszkodą do rozpoczęcia całej procedury, jednak pracownicy ośrodka zapewnili nas, że to nie ma znaczenia. Okazało się, że oprócz nas jest jeszcze jedna marynarska rodzina, która odbywa kurs równolegle z nami.
Kurs przygotowujący do adopcji rozpoczęliśmy w styczniu 2018 roku i robiliśmy go w trybie indywidualnym. Na spotkaniach omawialiśmy różne aspekty wychowywania dziecka adopcyjnego, a także omawialiśmy naszą sytuację zawodową, jak to może wpłynąć na dziecko i jak sobie radzić.
Na wszystkich spotkaniach musieliśmy być oboje, dlatego ustalaliśmy ich jak najwięcej w czasie, gdy mąż był w domu. Czasem było ich cztery, czasem jedno w miesiącu.
Nasz kurs trwał dokładnie rok. W styczniu tego roku oficjalnie zostaliśmy zakwalifikowani jako rodzice adopcyjni i czekamy aż znajdą się nasze dzieci. Ciąża dobiegła końca, teraz czekamy na „poród”.
Jeżeli któraś z was myśli o adopcji to musicie pamiętać, że każdy ośrodek ma swoje regulaminy i różne podejście do niektórych aspektów życia, szczególnie naszego. Ale jeśli będziecie ze sobą i z ośrodkiem szczerzy to nic nie powinno stać na przeszkodzie abyście mogli rozpocząć procedurę.
Aleksandra
piszcie śmiało luczak.aleksandra@outlook.com
Komentarze (5)
Trzymam kciuki za wszystkich 🙂
Podziwiam Was wszystkich, Kochani. Gratuluję odwagi i wielkiego serca.
W naszym przypadku wszystko odbyło się szybko i sprawnie, ale my do tego podeszliśmy ponad 10 lat temu. Wtedy też było inaczej. Mamy naszego syna prawie od dekady. Zawód mojego M. nawet bardziej pomógł niż przeszkodził. Teraz syn mimo taty wyjazdów jest bardzo mocno z nim związany.
U nas cała procedura od momentu rozpoczęcia kursu do adpocji dziecka trwała rok. Teraz jesteśmy szczęśliwą rodzina. W niczym nie przeszkadzało to ze M pływa. Życzę powodzenia, warto ❤️!!
Więcej takich historii! Warto pamiętać, ze życie nie zawsze jest po naszej myśli, plany biorą w łeb! Powodzenia!!!!
U nas także plany powiększenia rodziny nie idą po naszej myśli, ale się nie poddajemy!