Matki Marynarki – kim są ?
Matki Marynarki to:
1. Kobiety, które nie pracują.
2. Nie mają nic do roboty.
3. Posiadają dzieci bo je na to stać.
4. Mają Panie do pomocy – opiekunka, sprzątaczki…
5. Z reguły przewraca im się w głowach bo na co mają narzekać:
a- Luksusowy samochód a może nawet dwa
b- Piękne mieszkanie, dom
c- Zakupy przynajmniej raz w tygodniu
d- Dużo ale to naprawdę dużo kasy….
6. Brak problemów – przecież mogą robić co chcą jak Marynarza nie ma.
7. Pomoc z każdej strony.
8. Może niektóre mają nawet kucharza ale na pewno zamawiają jedzenie albo jedzą w knajpkach.
9. Mają piękne mądre, zdrowe dzieci.
10. Zawsze makijaż i super ciuchy.
11. Dużo czasu dla dzieci …
12. …które na pewno są rozpieszczane.
13. ..i chodzą do prywatnych szkół bo starzy chcą się popisać kasą.
14. Matki Marynarki nie mają zmartwień. No bo jakie? Nie płaczą.
15. I również nie są zmęczone. No bo po czym?
16. Jeżeli idą do pracy to z nudów.
17. I mają mnóstwo czasu dla siebie. Często im się nudzi.
Matki Marynarki to:
1. Bardzo różne kobiety, często aktywne zawodowo, etat, działalność itp. Bądź też pełen etat w domu, w standardzie dla wszystkich.
2. Zajmują się domem, dziećmi, pracą , rodziną , organizacją każdego dnia i wszystkiego co potrzebne do życia dla ich dzieci.
3. Często same chodzą na występy szkolne, zebrania, rozpoczęcia roku, konkursy, komunie, chrzciny, wakacje, święta czy inne ważne dla ich dzieci wydarzenia, i same je organizują – to akurat smutne
4. Przy maluchach z reguły nie są wyspane. Nikt za nie nie wstanie w nocy. A rano dzień się zaczyna. Obowiązki, praca itp. Nikt na co dzień ich nie odciąży.
5. Rozwiązują wszystkie problemy dzieci. Nie powiedzą – idź do taty.
6. Silne kobitki, które często pozostawiane same sobie zwyczajne nie radzą sobie z emocjami i problemami. I też płaczą – czasami.
7. Starają się każdą wolną chwilę spędzać z dziećmi. Próbują tym samym jakoś zrekompensować brak taty (tymczasowy). Rezygnując przy tym bardzo często ze swoich „przyjemności”.
8. Oczywiście piorą, sprzątają, odrabiaj lekcje z dziećmi, gotują wychodzą na spacery czy plażę itp..
9. Jeżeli dają dziecko do płatnych szkół to tylko dlatego, że chcą inwestować w wiedze i rozwój dziecka aby mogło się rozwijać. Czy jeżeli kogoś stać na takie rozwiązania to nie warto inwestować w dzieci?
10. Żyją w ciągłym pośpiechu i planowaniu.
11. Bardzo często z wielu rzeczy czy wyjść rezygnują bo zwyczajnie nie mają co zrobić z dziećmi.
12. Oczywiście są: opiekunkami, pielęgniarkami i kierowcami.
13. Starają pogodzić się pracę, brak taty z wychowaniem, tak aby odbyło się to z jak najmniejszą krzywdą dla dzieci.
14. Jeżeli mają jakieś osoby do pomocy to co z tego? Przecież to i tak kropla w morzu codzienności. Tak bardzo lubimy matki cierpiętnice?
źródło:internet
15. To kobiety, które „nie chorują” no bo kto je zastąpi?
16. Wyrozumiałe i kategoryczne, a przy tym posiadające masę miłości.
17. Legendy o kasie są często przesadzone. A jeżeli dają radę bez problemu od 1 do 1 to coś złego? Fajnie, że można od czasu do czasu zaszaleć na zakupach…
18. Chodzą do pracy bo jak każdy człowiek chcą rozwijać się w sowich zawodach albo po prostu, zwyczajnie pracować aby dokładać się do budżetu ( nie zawsze kontrakty wystarczają, a co jak jest przestój z pracą na morzu).
19. To kobiety, które wieczory spędzają same ( szczególnie przy mniejszych dzieciach – bo jak wyjdziesz z domu ?) Nie mają możliwości zwykłego przytulenia do mężczyzny (poczucia się choć przez chwilę kobieco, seksownie). Najbliższa osoba nie zrobi herbaty i nie rozładuje stresu.
20. To bohaterki, bo często w milczeniu w swoich „pseudo kolorowych domkach” i „wielkich limuzynach” zmagają się z wieloma problemami( choroby dzieci, pobyty w szpitalu, własne przemęczenie). Z reguły nie mówiące dookoła „wiesz co źle mi dziś” bo z reguły słyszą „ no co ty możesz mieć za problemy, przecież nie masz na co narzekać”.
21. To bardzo kochające kobiety, które całe swoje serce wkładaj w to aby życie rodzinne funkcjonowało całkiem normalnie.
22. No i sexy laski 😉
To wszystko robią 24h 7 dni w tygodniu bez przerwy ciągiem przez 30 do 130(a nawet i dłużej) dni potem wspólnie i potem znowu. Ot takie kółeczko.
Trochę wyostrzyłam ale chciałam pokazać różnicę i Was mamusie te z mniejszym i większym stażem trochę wesprzeć. To co robicie wcale nie jest takie łatwe i nie każdy dałby radę. Często każdy dzień bez wsparcia tej drugiej osoby to wyzwanie a jeżeli tych dni z rzędu jest 30 czy 130 to można czasami paść emocjonalnie. Nie martwcie się – warto. Bez naszych dzieciaków byłoby smutno.
Tutaj z tego miejsca ogromny szacunek i wielkie wsparcie ode mnie dla wszystkich matek, które samotnie wychowują dzieci i nie mogą liczyć na żadną pomoc ze strony ojca dzieci. To jest tak ogromne wyzwanie z całą ilością wyrzeczeń. Wielki szacunek za to co robicie dla swoich dzieci.
Jeżeli macie ochotę dodać jakieś punkty do listy pierwszej czy drugiej – śmiało – wiecie co robić. Oczywiście komentarz pod postem.
P.S Jeżeli macie chęci na gadżety Żona Marynarza związane z dziećmi zapraszam po koszulki i bodziaki z napisami – Synek Marynarza i Córcia Marynarza. Wszystko w dziale ŻM na stronie
Komentarze (25)
Nie rozumiem osób, które krytykują czy jesteśmy wyjątkowe czy nie, czy mamy ciężko czy leżymy i pachniemy………… to jest blog „Żona Marynarza” Samotne matki mogą założyć swój, żony mężów pracujących za granicą czy żony górników kto im broni………….
Tak jak wcześniej powiedziała Pani Kasia, dziewczyny się wspierają i to jest miejsce, gdzie mogą narzekać, lamentować, bo inne „żony marynarzy” zrozumieją, a panie, które mają inne życie nie mają prawa oceniać i komentować, zresztą nikt nie ma prawa nikogo oceniać…………
Trochę po czasie, ale co tam:P
Kochane moje….
A właśnie że jesteśmy wyjątkowe! My kobiety marynarzy! I kobiety górników! I nauczycieli! I kobiety żyjące samotnie też. Wszystkie jesteśmy wyjątkowe i akurat takie blogi jak ten są po to aby o tym głośno mówić. Abyśmy poczuły, że to co robimy ma sens. Nawet kiedy nie jest nam łatwo, nawet kiedy wydaje nam się, że nikt nas nie docenia albo kiedy czujemy się samotne i zagubione – a zwłaszcza wtedy! Po to, aby przeczytać, że gdzieś na świecie ktoś też ma podobny problem do nas – albo miał i teraz jest w stanie podsunąć nam jego rozwiązanie:) Albo ktoś może jest w stanie nas po prostu pocieszyć.
A ja mniej optymistycznie, bo mam mniej optymistyczny okres.
Jestem żoną marynarza od jakiegoś czasu i ten tryb życia małżeńskiego i funkcjonowania mi nie przeszkadza- kocham mojego M. i to jest dla mnie również układ idealny, bo i potęsknię i popłaczę ale też mam dużo niezależności w podejmowaniu decyzji itp.
Ale są dni kiedy można się załamać…
Gdy 3 letni syn dozna urazu a ja nie wiem czy jechać z nim na pogotowie i od razu ze sobą na porodówkę, bo jestem tydzień przed terminem… od razu milion myśli w głowie kogo mogłabym wezwać, żeby pojechał z nami i przy konieczności prześwietlenia mógł wejść z małym, bo ja z brzuchem przecież nie wejdę a trzylatka samego nie wsadzę bo sie przestraszy i zaryczy i nic z tego nie wyjdzie…. i z kim miałby zostać, gdybym faktycznie potrzebowała zostać na porodówce….
Jestem, jak to określają lekarze „na terminie” więc lada dzień mogę zacząć rodzić i muszę kombinować kto mnie zawiezie do szpitala kilkadziesiąt km i kto w tym czasie zostanie z pierworodnym (dołącza się jeszcze strach przed porodem, bo przy pierwszym byl ze mną M a teraz będę sama).
Mieszkamy u teściowej, która choć jest niesamowicie pomocna to nie przepada za mną i coraz mniej się z tym kryje…
Moja rodzina mieszka kupę km od nas i widujemy się od wielkiego święta, więc z ich strony mam wsparcie jedynie telefoniczne. Koleżanki na miejscu tez mogę policzyć na palcach jednej ręki.
Zaczynamy budowę, która będzie przez pół roku na mojej głowie a ja zielona masa mam tego pilnować. No i oczywiście pochłonie to kupę kasy, której wbrew powszechnemu przekonaniu wcale nie mamy aż tak dużo, a jeszcze jest kilka osób, które doją jak mogą… bo nas przecież stać…
Nie uważam, że jestem poszkodowana, że mam gorzej czy cokolwiek. Dobijają mnie właśnie stereotypy, że my to leżymy i pachniemy, mamy boskie życie bez problemów i to, że mamy KUPĘ KASY. Nasz naród nie potrafi być tolerancyjny dla innych, zawsze będzie stawiał siebie w gorszej pozycji i wypominał jak to inni mają cudownie w życiu.
oto wpis z innego bloga a propo polskiego usposobienia http://pokolenieikea.com/2015/07/28/co-jest-priorytetowa-sprawa-dla-polaka-nie-dac-sie-wydymac/ I to mnie najbardziej boli.
Nie bycie żoną marynarza, bo to jest najcudowniejsza rzecz jaka mnie spotkała i kocham mojego M ponad życie.
Zgadzam się z tym całkowicie. U nas jest podobnie, z jedną różnicą, mamy jedną córkę. Przy porodzie nie było M, kulałam się ostatnie tygodnie sama, a było ciężko, bo musiałam leżeć i „dotrwać” do planowanego terminu cc. Modliłam się, żeby się nie zaczęło. Moja rodzina jest daleko ode mnie. Na miejscu są teściowie, pozornie pomocni, ale guzik robią. Obecnie jest jeszcze gorzej niż było. Zostaję sama z półrocznym dzieckiem, w dzień i w nocy. Malutka mało śpi, noce nieprzespane, w dzień domaga się dużej uwagi. Oczywiście dochodzą do tego obowiązki dnia codziennego, rachunki, remonty, naprawy, choroby. Teściowie niby na miejscu, a olewają tak więc praktycznie jestem absolutnie sama. Nikt nie pomoże, nikt za mnie nie wstanie, nikt za mnie nie posprząta. Nie leżę, nie pachnę, nie wysypiam się, wręcz przeciwnie. Jest nawet „gorzej” niż u przeciętnej polskiej „lądowej” rodzinie, bo M nie wróci wieczorem z pracy, żeby mnie odciążyć. To takie typowo polskie – zazdrościć chociaż nie ma czego i pieprzyć głupoty myśląc, że się jest mądrzejszym, a tak naprawdę guzik się wie.
Na moim środowisku nie robi wrażenia, że jestem żoną marynarza – może dlatego, że wbrew naszemu przekonaniu nasze życie nie różni się zbyt wiele od życia innych kobiet – mieszkam w środowisku górników i wierzcie mi, te kobiety mają swoje problemy, obawy.. no i nie tylko nasi mężowie pracują za granicą.. nie jesteśmy takie wyjątkowe jak nam się wydaje..
Dzień dobry, bardzo podoba mi się to, co napisała Pani Małgosia. Żony marynarzy wcale nie są wyjątkowe, nie mają gorzej niż inni, a nawet lepiej. Pani autorka pisze z pewnym przekąsem porównując prawdy i mity na temat takiego życia.
Widać, że nie ma Pani bladego pojęcia jak wygląda życie innych kobiet i rodzin „niemarynarskich”. Mój przykład: mam ośmioletniego syna, wychowuję go sama, jego ojciec odciął się całkowicie od nas. Nie pomaga finansowo, już o wychowaniu syna nie wspomnę, bo syn nie widział ojca już 4 lata. Ja studiuje i tak zarabiam na życie – otrzymując stypendia naukowe, dostaje również dużo pieniędzy z funduszu alimentacyjnego od państwa, bo aż 500 zł miesięcznie. Razem mam około 1500 zł i żyję. To jest dopiero wyzwanie. Niech Pani, jedna czy druga spróbuje takiego życia i dopiero wtedy zweryfikuje swoje smęty, jak to ciężko jest być żoną marynarza.
Paniom się wydaje, że to jest wyzwanie, ale proszę mi wierzyć, dla wielu kobiet takie życie to marzenie.
Mi jest dobrze tu, gdzie jestem. Stawiam na wiedzę i edukację. Ja jestem samowystarczalna, a nie Panie. I moja sytuacja również nie jest wyjątkowa, bo takich dziewczyn jak ja jest mnóstwo.
Pani Małgosia dotknęła dwóch ważnych kwestii, po pierwsze górników (żon górników) oraz emigracji. Żony górników każdego dnia zyją w stresie i obawie o męża, czy uda mu się wyjechać na tzw. „górę”. I to nie jest stres przez okres kontraktu, ale przez cały rok, czasem nie wliczając sobót i niedziel (czasem!).
Jeżli chodzi o rodziny, w których jedno z rodziców jest zmuszone wyjechać za chlebem na zachód to sytuacja jest równie skomplikowana. Wspólne wakacje jeśli się uda, a tak, to cały rok w rozłące…
Swoją wypowiedź opieram na doświadczeniach własnych oraz na rozległej literaturze z dziedziny socjologii 🙂
Podsumowując – nie twierdzę, że życie żony marynarza jest łatwe, przyjemne i usłane różami, ale w porównaniu z innymi grupami, może jawić się jako bajkowe 😉 zamiast myśleć, jak jest ciężko, polecam docenić to, co się ma i przyjrzeć się innym kobietom, które NAPRAWDĘ mają w życiu ciężko i zdane są wyłącznie na siebie 365 dni w roku.
Serdecznie pozdrawiam ze Śląska wszystkie Panie, szczególnie Panią Małgosię.
Hymm trudno mi jest to skomentować ale i trudniej pozostawić bez komentarza.
Na wstępie nikt tu nie lamentuje( proszę przeczytać chociaż kilka wpisów) Po drugie nie twierdzę, że my mamy najgorzej- sama wspieram samotne matki.
Po trzecie kto twierdzi, że nie jesteśmy samowystarczalne?
Po to właśnie jest ta strona bo rozumiemy siebie wzajemnie. I z całym szacunkiem dla górników nie zna Pani specyfiki pracy marynarza a zapewniam, że jest bardzo niebezpieczna. I nie rozumiem dlaczego mam lepiej martwiąc się czy mój M nie dostanie kólki w łeb od piratów, nie zatonie nie rozstrzelają go w dzikiej Afryce czy nie utknie w więzieniu bez powodu. Za całym szacunkiem ale nie zna Pani stresów i specyfiki związanej z tą pracą. Więc proszę nie sugerować, że nam lepiej bo martwimy się nie przez cały rok tylko przez 8 miesięcy. Proszę wybaczyć emocje ale ja nie oceniam innych z góry i przez pryzmat pieniędzy tylko innych kwestii. A pieniądze raz są raz ich nie ma -liczy się człowiek.
Pani Katarzyno, proszę mnie źle nie zrozumieć, ale nie wiem, czy w odpowiedni sposób odebrała Pani mój post.
Po pierwsze, nie chciałam swoją wypowiedzią wzbudzać tak negatywnych emocji u Pani, a raczej zwrócić uwagę na to, iż bycie (i życie) żoną marynarza w żaden sposób nie jest wyjątkowe. Lub też inaczej: życie żony marynarza jest równie wyjątkowe, jak w przypadku wielu innych rodzin z różnych grup zawodowych, wartstw i klas społecznych.
Zarzuca mi Pani brak wiedzy na temat specyfiki pracy marynarza. I słuszne. Jednakowoż równie dobrze mogę ten zarzut wysunąć w Pani kierunku. Nie wie Pani jak to jest być żoną górnika, strażaka, policjanta, etc.
(Pragne również dodać, że według danych GUS z ostatnich lat wynika, że najniebezpieczniejszym zawodem w Polsce jest… górnik. Przy wydobyciu węgla dochodzi bowiem do największej ilości wypadków. Dane dostępne na stronie internetowej Głównego Urzędu Statystycznego.)
Proszę znowu mnie nie zrozumieć źle… nie chodzi tu o licytowanie, kto ma gorzej, bynajmniej. Raczej o uświadomienie, co poniektórym, że może warto rozejrzeć się wokół i dostrzec, jak mają inni. To pomaga docenić to, co mamy i trzeźwo, bez emocji ocenić własną sytuację.
Nie mam pretensji do Pani, Pani Katarzyno, nie twierdzę również, że Pani lamentuje, bo przeczytałam – tu, bądź na profilu na FB, że mimo trudu, nie zamieniłaby Pani swego życia na inne (parafrazuję rzecz jasna). Z drugiej strony proszę jeszcze raz przyjrzeć się wypowiedziom internautek na tej stronie – w dużej mierze są nacechowane jednoznacznie „lamentowo”… 😉
Pozdrawiam ciepło, bez cienia urazy 🙂
proszę wybaczyć poniższy spam, jeszcze raz pozdrawiam.
🙂 nie ma problemu. Jednak chciałabym sprecyzować, że nikt tu nigdy nie mówił o jakieś wyjątkowości. Jeżeli chodzi o dane z gusu to dotyczą zawodów w Polsce a zawód marynarza w Polsce jest właściwie mało jest statków pod Polska bandera. Nasi marynarze pracują głownie pod zagranicznymi banderami na całym świecie bardzo często w niebezpiecznych miejscach. Absolutnie nie chce sie licytować rownież. Strona jest po to aby grupa mogła siebie słuchać, wymieniać doświadczeniami a czasami posmucić się. Swoje grono zawsze zrozumie bardziej niż inni. Przecież inne grupy tez mogą się łączyć. Bardziej chodzi mi o to aby nie bronić nam smutku czy gorszych dni. Zreszta taka dyskusja mogła by trwać i trwać. Ale zapewniam nikt tu nie czuje sie wyjątkowy. Po prostu jest w swoim gronie i ma z kim pogadać czy pośmiać się 🙂 a to chyba nic złego 🙂 🙂 z każdym spotkaniem czy świętami staram sie zbierać pieniążki czy prezenty dla osób czy instytucji potrzebujących – również nie raz dziewczyny pokazały na blogu, że potrafią zebrać sporo chociażby przy ostatniej szlachetnej paczce dla jednej samotnej mamy z 3 dzieci albo dla domu samotnej matki w gd w ramach tez pewnej akcji. Wspieralismy też fundacje czy hospicjum dla dzieci. A teraz staram sie aby jak najwiecej osób pomogło Gosi i Jarkowi( poprzedni post) dlatego zwyczajnie smutno jak słyszę że nie patrzymy na innych i lamentujemy. Ale tak jak mowię trzeba sie wyczytać i sprawdzić dokładnie co tu sie dzieje. :-)pisze to nie po złości – absolutnie. Ale po to by przybliżyć trochę idee bo czasami trudno przebrnąć przez wszystkie posty..rozumiem to doskonale:-) Mam nadzieje, że nie zraziłam Pani i będzie Pani naszym gościem online 🙂
i świetnie, że to napisałaś, również jestem żoną marynarza, pomimo szucunku, trudu dla jego pracy, uważam, że jako żony marynarzy nie jesteśmy takie wyjątkowe (ze względu na osobowośćm, urodę, inteligencje i …. – wstawić dowolne – to tak). Żony górników też trwożą o ich życie, żony funkcjonariuszy więziennych, strażaków i innych….
Pani Katarzyno, proszę mnie źle nie zrozumieć, ale nie wiem, czy w odpowiedni sposób odebrała Pani mój post.
Po pierwsze, nie chciałam swoją wypowiedzią wzbudzać tak negatywnych emocji u Pani, a raczej zwrócić uwagę na to, iż bycie (i życie) żoną marynarza w żaden sposób nie jest wyjątkowe. Lub też inaczej: życie żony marynarza jest równie wyjątkowe, jak w przypadku wielu innych rodzin z różnych grup zawodowych, wartstw i klas społecznych.
Zarzuca mi Pani brak wiedzy na temat specyfiki pracy marynarza. I słuszne. Jednakowoż równie dobrze mogę ten zarzut wysunąć w Pani kierunku. Nie wie Pani jak to jest być żoną górnika, strażaka, policjanta, etc.
(Pragne również dodać, że według danych GUS z ostatnich lat wynika, że najniebezpieczniejszym zawodem w Polsce jest… górnik. Przy wydobyciu węgla dochodzi bowiem do największej ilości wypadków. Dane dostępne na stronie internetowej Głównego Urzędu Statystycznego.)
Proszę znowu mnie nie zrozumieć źle… nie chodzi tu o licytowanie, kto ma gorzej, bynajmniej. Raczej o uświadomienie, co poniektórym, że może warto rozejrzeć się wokół i dostrzec, jak mają inni. To pomaga docenić to, co mamy i trzeźwo, bez emocji ocenić własną sytuację.
Nie mam pretensji do Pani, Pani Katarzyno, nie twierdzę również, że Pani lamentuje, bo przeczytałam – tu, bądź na profilu na FB, że mimo trudu, nie zamieniłaby Pani swego życia na inne (parafrazuję rzecz jasna). Z drugiej strony proszę jeszcze raz przyjrzeć się wypowiedziom internautek na tej stronie – w dużej mierze są nacechowane jednoznacznie „lamentowo”… 😉
Pozdrawiam ciepło, bez cienia urazy 🙂
Kawior fuuu. Nigdy nie jadlam i nie zamierzam wiedząc co to jest
Fuu..nie jadlami mie zamierzam wiedzac co to jest 🙂
Od ponad 30 lat jestem żoną marynarza. Często spotykałam się z zazdrością ze strony koleżanek, bo kupiłam np w Baltonie bluzkę za 4 dolary i żadna takiej nie miała.
Nikt mi nigdy nie pomagał, bo rodzina mieszka 400 km od nas.
Moja największą radością są dwie córki, wspaniałe kobiety, które tak jak ja radzą sobie w życiu .A największą satysfakcją- to słowa mojego męża, że dobrze wychowałam córki.
Pozdrawiam wszystkie Matki Marynarki i życzę wytrwałości. Możemy być z siebie dumne!!!
Od 30 lat wiodę życie żony marynarza. Mieszkamy na wsi. Początki były trudne, ale wytrwałam, wychowałam dwoje dzieci najlepiej jak umiałam.Pracuje zawodowo, chociaż mąż chciał dać mi etat kury domowej. Wiadomo cały dom na mojej głowie, bo mąż jest wyobcowany z normalnego życia. On spokojnie pływa, bo wie, że ma do kogo wracać. Za rok ma przejść na emeryturę i tu jest dylemat: jak to będzie? Myślę,że damy radę. ale nic już nie wróci, ani niczego nie nadrobimy, po prostu musimy żyć dalej.
Przyznaje jednak, że nie każda kobieta może być żoną marynarza. Mnie się udało, pomimo wielu trudności. Jestem z siebie dumna .Pozdrawiam wszystkie żony marynarzy. Są to bardzo silne, odważne i mądre kobiety!
Dziewczyny teraz macie lepiej jest komórka i inne udogodnienia aby się skontaktować ze swoim marynarzem ja tego nie miałam mogła bym napisać książkę jak zaczynałam być żona marynarza były krokodyle łzy na pożegnanie pisanie listów które nie dochodziły i Gdynia radio która zawsze miała problem aby połączyć rozmowę z pocztą rejsy zaczynały się od 9 miesięcy później coraz krócej sama rodziłam sama wychowuje nadal 3 synów a mój marynarz ma teraz rejsy 2 miesiące jestem szczęśliwa ale musiało upłynąć wiele lat spełniam się zawodowo pomagam ludziom jak tylko mogę i oczywiście jak mam tylko czas pozdrawiam serdecznie wszystkie kobiety co stoją na brzegu może i czekają na swoich kochanych
Mama – żona marynarza 🙂
1. Pracuję zawodowo.
2. Mam mnóstwo zainteresowań i pracy.
3. Posiadam dzieci i mnie na to stać.
4. Mam nianię na czas pracy, a od przyszłego roku posyłam malca do przedszkola.
5. Mam swoje codzienne problemy.
a- Mam skodę Fabię 😀 kupiłam używaną – to nasz wspólny samochód.
b- Mam ładne 3-pokojowe mieszkanie.
c- Zakupy robię codziennie – w biedronce, żabce i kauflandzie 😀 czasem na hali.
d- Mam dostatecznie dużo pieniędzy, by nie martwić się, gdy np. pralka ulegnie awarii.
6. Jak marynarz jest, to jest problem z dotarciem się, gdy marynarza nie ma, to jest problem z tęsknotą za mężem (i tatą dla dzieci – one także bardzo tęsknią, na co ciężko się patrzy) i samotnością.
7. Najbliższą rodzinę mam 100 km stąd i muszę liczyć sama na siebie, ew. zdalną pomoc męża.
8. Czasem zamawiam pizzę gdy wpadną znajomi – to prawda! Lubię też kebab u turka 😀
9. Mam piękne mądre, zdrowe dzieci dzięki Bogu.
10. Nie lubię makijażu, a ciuchy 😀 różnie od Lidla poprzez popularne sieciówki 😀 nie kupuję u Ewy Minge (jeżeli chodzi o to).
11. Dla dziecka mam mało czasu 🙁 bo po pracy mam jeszcze sporo spraw, które w 'normalnej' rodzinie dzielą się na dwoje rodziców. Pod tym względem bardzo często przypominam zapracowaną samotną matkę 😐 (tak, mam wyrzuty sumienia).
12. Moje dziecko ma znacznie mniej zabawek od znajomych, których rodzice pracują na lądzie. Pewnie dlatego, że mamy bardziej rozsądny stosunek do piniądza i wiemy, że nasze zarobki nie są tylko na dziś, ale też trzeba myślećo przyszłości.
13. Jeżeli synek się dostanie do państwowego przedszkola to na pewno takie wybiorę, jeżeli nie, to dam go na mniej godzin do prywatnego. Szkołę na pewno wybiorę państwową, bo w takiej uczę i tak chciałabym, by uczono moje dziecko. Dzieci, które do nas przychodzą ze szkół prywatnych ewidentnie wykazują niższy poziom wiedzy i umiejętności.
14. Płaczę często, zwykle przez zmartwienia.
15. Przeciętnie śpię po 4–5h na dobę (malutkie dziecko), nie mam zmiennika – nawet w weekendy. Odsypiam co 3 miesiące – gdy mąż na lądzie (na tyle, na ile pozwala mi praca).
16. Chodzę do pracy, by być ubezpieczoną (nie mogę liczyć na to, że maż dopisze mnie do swojego ubezpieczenia 😀 bo nei jest ubezpieczony, tylko dopisany do mnie), po to by za 20 lat nie okazało się, że mąż ma kryzys wieku średniego i powie mi adios! a ja zostanę bez pieniędzy/pracy/doświadczenia zawodowego, pracuję bo chcę pracować jak normalni ludzie i mieć kontakt z innymi oraz rozwijać się,
17. Nie mam czasu na nudę, a czas dla siebie? Mam go pewnie tyle ile każda przeciętna matka maleńkiego dziecka 😀 samotna i pracująca zawodowo 🙂 Ot na tyle, by nie straszyć ludzi na ulicy swoim wyglądem (choćby od czasu do czasu).
100 % prawdy!!! Ludzie tylko myślą, że my lezymy i pachniemy cały dzień..
Nie potrafią zrozumieć takiego życia, którym zyjemy… myślą, że nasze życie jest usłane wręcz różami, że nie mamy żadnych trosk, kłopotów itd.
A temat wynagrodzenia to temat rzeka… ” przecie Twój maż zarabia kupe kasy” – tylko nikt nie pomysli o tym, że jak M jest w domu to nie zawsze dostaje wynagrodzenie ( zależy gdzie ) – a z czegość trzeba żyć..
Kasiu super tekst nie za ostry bo to cała prawda chciałabym tylko dodać że nie chodzimy ciągle na imprezy i szanujemy się nie zdradzamy!!!Ja z reguły jestem sama z dziećmi przez 6 miesięcy nie jest łatwo ale jesteśmy silne. Pozdrawiam
Amen, nic dodać nic ująć ! No i oczywiście kapiemy sie w forsie popijając co rano szampana i zajadając kawior
Matko! Nigdy nie jadłam kawioru. Ktoś z Was jadł? Smaczne to chociaż?
Marynarki? ..marynarza.. a są tez przypadki kiedy to kobieta pływa, i to facet musi zajmowac się domem..mozei kobieta nie wyplynie na wiele miesiecy..ale i są takie.
a nie że istnieją tylko kobiety Marynarzy.. czasami sami nimi są. Ale dla wiekszosci sterotypów dobry wpis na blogu.
Oczywiście, że tak masz 100%racji. Jednak większość to faceci na morzu a kobiety po porodzie często już nie wracają do pracy na statek. A blog to też Żona Marynarza. Pewnie, że są takie przypadki. Myślę, że śmiało można ten wpis wtedy odwrócić i zamiast kobiety wstawić mężczyznę. Bo gdy mama w morzu to tata musi zmagać się dokładnie z tym samym..tak sądzę. Więc kwestia interpretacji…Pozdrawiam – dzięki dziewczyny pływające, że tak często się przypominacie-musi powstać z tego jakiś solidny tekst:-)