Blog

SAMA ZE STRESEM

Autor: 5 kwietnia, 2018 Zostaw komentarz

 

 

 

Zostajemy same, gdy marynarz wyjedzie w morze – to fakt. To coś, co trzeba sobie przyswoić, albo też przyswajać przez cały czas. To też nie jest tak, że da się wszystkiego wyuczyć czy przyzwyczaić się. Różne sytuacje nas spotykają – albo trudne, albo radosne, albo zwykłe. Przecież życie leci. Nie trzeba też wspominać, że milion nieszczęśliwszych sytuacji zdarza się jak tylko M wyleci na kontrakt.

Wszystko co robisz zależne jest od wyjazdów i przyjazdów. Bo jeśli faktycznie chcesz mieć rodzinę, to mając męża/partnera na morzu, za granicą – zawsze będzie trzeba z czegoś rezygnować, coś kombinować, zmieniać plany albo działać bardzo spontanicznie. I czasem jest to fajne, bo wyzwania, bo coś się dzieje – a czasem zwyczajnie do dupy.
Żaden związek nie gwarantuje bajki, a już tym bardziej taki. Nie oczekuj cudów tylko je twórz.

Marynarz w morzu, a u ciebie: Zaległości w pracy, Sterta prania, Dres na tyłku, Jedna kawa, Brwi i paznokcie – szkoda słów. Dzieci chore na zmianę, Coś tam nie działa, Pizza zamiast obiadu, Wino w środę, Gadanie do siebie. Gratuluję jesteś normalną kobietą…Kup sobie kwiaty i się uśmiechnij. Nie musisz być cyborgiem. Jednak są sytuacje trudniejsze, albo też takie się nam one wydają. I okazuje się, że ty zawsze: poukładana, zorganizowana, wyluzowana –  nie możesz sobie poradzić, że dopada cię stres. Ale nie taki jednodniowy, nie okazjonalny dół. Coś bardziej skomplikowanego. Długotrwały stres, który zaczyna być niepokojący i szkodliwy dla ciebie i twojego organizmu. Chyba sporo z nas ma takie doświadczenia, bo jesteśmy ludźmi. Sytuacja typu: zmiana pracy, przeprowadzka, śmierć kogoś bliskiego, poród, inwestycje, problemy z dziećmi, narkotyki i milion innych spraw. Tych powodów jest tak wiele, że sama już nie wiesz o co chodzi… Twój organizm i mózg zaczynają świrować. Dorzućmy do tego to, że jedyną osobą, która może cię naprostować jesteś ty – bo jesteś akurat sama. Bez rozmowy w cztery oczy, bez oderwania się od sytuacji, z całą stertą tych zdarzeń…zaczyna cię to przytłaczać. I może trwa właśnie tydzień, miesiąc, rok? Budzisz się w nocy, nie możesz zasnąć, chudniesz, tyjesz, nie wychodzisz do ludzi, masz problemy z żołądkiem, jesteś nerwowa, masz poczucie, że nie ogarniasz, unikasz wyzwań…i ciągle ta myśl w głowie, która ci przeszkadza. I w tobie jakoś tak narasta, nie daje ci żyć. No cóż, bycie samej temu nie służy. Mailem czy rozmową telefoniczną, nie zawsze da się to załatwić. Ile też można „marudzić” temu marynarzowi na łączach? 

Zostanie samej z długotrwałym stresem może być problemowe dla nas. I możemy też tego nie zauważać. Bo tak często jak te ślepe baby, pędzimy do przodu. Tyle tych spraw na głowie, a my tylko działamy według naszej check listy , rzadko znajdujemy czas dla siebie i właśnie nie zauważamy, że coś nie gra. Ale mamy jeszcze nasze ciało, które prędzej czy później da znać czy dbamy o naszą psyche.

Gdy kiedyś jadąc obwodnicą Trójmiasta (droga szybkiego ruchu), musiałam nagle zjechać, wysiąść z auta i zwymiotować ze stresu. To było to dość przerażające. Do tego zatrzymało się kilka aut i jeden facet pytał czy mi pomóc, i czy jestem w ciąży? Oczywiście potwierdziłam, bo co miałam mu powiedzieć? Że nienormalna jestem? Bezsenne nocy stały się standardem, a pobudka ze ściśniętym żołądkiem – normą.30019736_1870878956297410_758169834_n 30118272_1870878936297412_1982733687_n

Zrozumiałam, że sytuacja w której jestem nie może już tak trwać i coś muszę zrobić. No właśnie co możemy zrobić? Bo tak jak w zwykłych problemach codziennych, jedno dwu dniowych możemy sobie powiedzieć:

No i pewnie, że poboli. Popłaczesz sobie też nie raz. Nie zawsze będzie miło. Powiesz sobie w duchu nie raz – kurr..po co mi to. Zatęsknisz, pomyślisz, że to nie dla ciebie, że chcesz normalnie… ale co znaczy normalnie? Normalna jest miłość, reszta to okoliczności. Masz jakie masz i już. Nie wymagaj za dużo od siebie. Tylko kochaj, ciesz się, że możesz a reszta jakoś zagra.

 

To co zrobić, gdy temat ciągnie się i uprzykrza nam życie? Żyjąc tak trochę samej naprawdę trzeba sobie wyrobić, wyuczyć się takiego patrzenia na siebie z boku, bo bez tego będziemy fiksować. Gdy nie mamy obok wsparcia, to MUSIMY przeżywać i radzić sobie same i JUŻ!! Taka branża.

Co możemy:

  1. Bywa, że zaczynamy od wina czy innych procentów –  no ale wiadomo, że to powinny być jednorazowe akcje. Absolutnie, nie przy długotrwałym stresie bo tylko sobie zaszkodzimy, a do uzależnienia blisko. ALKOHOL I INNE UŻYWKI NIE SĄ ROZWIĄZANIEM NA STRES.
  2. Melisa – w dużych ilościach. Herbatki są wskazane.
  3. Leki – nie psychotropy. Te zapisuje lekarz i tylko wtedy możemy je brać. Jednak dostępnych mamy sporo ziołowych pomocy uspokajających. Oczywiście trzeba też się skonsultować i sprawdzić czy możemy brać. Ale pomagają. To żaden wstyd. Moja rekomendacja to Kalms. Podobno korzystają z nich lekarze, nie są szkodliwe (nie jest to żadna reklama).
  4. Coś co absolutnie jest priorytetowe w tego typu stanach, gdy trudno nam się zebrać –  to sport. Jak to jest, że traktujemy go często jako przyjemność i zostawiamy na końcu listy do zrealizowania jako burżujstwo. To nasze zdrowie. Naturalne wydobywanie z siebie endorfin, to początek najlepszej drogi do spokoju. I absolutnie po powrocie Marynarza do domu – nie rezygnujmy z tego.
  5. Zmiana nawyków żywieniowych, to też trudne. Ale to co jemy wpływa na nasz mózg. Czy to Qczaj czy Lewandowska czy Choda czy jeszcze jakieś inne fit trenerki, trenerzy – warto korzystać.
  6. Warto oczywiście spotykać się z ludźmi, czytać książki, odsuwać się trochę na jakiś czas od problemu   b942e6d870000af0437b8c9b544dc632
  7. Kiedy już naprawdę nic nie działa. Idźmy do specjalisty pozamawiajmy z terapeutą (w fundacji Rodzina Marynarza, będą specjalne dyżury psychologów związanych ze światem marynarskim. Śledźcie stronę www.rodzinamarynarza.pl , powinny się zacząć pod koniec kwietnia. Nikt Was nie wyśmieje, możecie się skonsultować i sami ocenić, czy jest wam to potrzebne czy nie).

30007695_1870878929630746_1510574530_n29939648_1870878972964075_1338714777_n

Nie ma się co straszyć. W końcu my silne jesteśmy. Ale nie jeden taki poległ, bo nie dbał o siebie, albo bagatelizował temat. Obserwujmy siebie.

Nie zawsze mamy ramiona do których możemy się przytulić.

Nie zawsze mamy człowieka, który zrobi herbatę, który zajmie się dziećmi, abyśmy mogły odreagować, nie zawsze mamy jak wyjść z domu same.

Nie zawsze mamy dobry czas i siłę, nie zawsze mamy osobę najukochańszą przy sobie, która powie nie martw się, nie zawsze ktoś nas trzyma za rękę.

Nie zawsze też najukochańsza osoba jest odpowiednia do wsparcia, bo i ona może być źródłem naszego długoterminowego stresu.

 

Trzeba być dla siebie taką najukochańszą osobą, szanować siebie. Oczywiście rozmawiajmy z marynarzami o tym nawet na odległość, ale trzeba pamiętać, że odległość stawia jednak pewne granice. I chcąc nie chcąc, trzeba brać na klatę wiele spraw i swoje emocje i swój stres też.

30008017_1870878952964077_1565213273_n

 

 

Podobał Ci się post?

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *