CZEGO NIE NALEŻY MÓWIĆ MARYNARZOWI NA ODLEGŁOŚĆ.
W tym temacie są dwie szkoły. Jedni uważają, że bez względu na wszystko należy mówić o każdej sytuacji, i radosnej i przykrej. A druga grupa uważa, że są sprawy o których mówić nie warto, a nawet nie wolno, bo on i tak nie ma na to wpływu będąc gdzieś tam na morzu. Najlepsze jest to, że prawdopodobnie obie grupy mają rację. Bo to w dużej mierze zależy od relacji w związku, od rodzaju kontraktu, możliwości rozmów itp. Jeśli słyszymy się z marynarzem czy piszemy raczej rzadko, to z reguły nie jesteśmy nawet czasowo w stanie o wszystkim opowiedzieć, i jakaś selekcja musi nastąpić. A gdy rozmawiamy dość często, to naturalnie się dzieje, że mimo odległości wciągamy go do tego życia na lądzie. Każdy sam musi ocenić co dla niego jest dobre.
To taka reguła – nagle zepsuje się pralka czy samochód. Wysiądą korki, nastąpi przepięcie, zaleje nas sąsiad. Jeżeli w grę wchodzi dom, to tych sytuacji może być więcej – zacznie przeciekać dać, zepsuje się piec i tak dalej…
Jednak to są historie bardziej mechanicznie, gdzie przy dzisiejszej dostępności do wiedzy czy fachowców, można załatwić prawie wszystko od ręki. Natomiast gdy w grę wchodzą sytuacje emocjonalne, sprawa staje się o wiele trudniejsza.
Przede wszystkim pojawia się to pytanie: Mówić czy nie mówić? I tu z całą pewnością można stwierdzić, że to oczywiście zależy od sytuacji. A one są bardzo różne – własna choroba, dziecko w szpitalu, zawał, udar kogoś bliskiego czy nawet śmierć w rodzinie. Może być jeszcze włamanie, napaść, wypadek samochodowy, narkotyki u dziecka czy inne problemy wychowawcze.. .itp
Warto mieć w pamięci to, że choćbyśmy opowiadali sobie o każdym kroku, każdej sytuacji – to nigdy nie spowoduje to tego, że faktycznie będziemy dzielić życie mimo odległości. Wyjeżdżając na kontrakt, marynarz wchodzi w zupełnie inny świat i tak samo kobieta – mimo, że jest na lądzie to ten świat i jego sytuacje są już zupełnie czymś innym. I nic nie jest w stanie tego zmienić. A nadmierna ilość informacji, rozmów może spowodować, że będzie trochę w zawieszeniu. Bo ani pożądanie nie zajmiemy się swoją rzeczywistością, ani też nigdy nie stworzymy – realnej wspólnej – na odległość. Warto się zastanowić czy przekazanie jakiejś trudnej informacji (pomijając śmierć i choroby) spowoduje, że marynarz jest w stanie nam w jakikolwiek sposób pomóc? Czy nie jest tak, że zaspokoi to bardziej naszą potrzebę przekazania takiej informacji?
Marynarz przebywający na morzu w takiej sytuacji jest zwyczajnie bezradny. Co jednak nie zmienia faktu, że o tych sprawach naprawdę trudnych powinien wiedzieć. Nie uchronimy marynarzy przed złymi wiadomościami. Powinni być ich częścią, w przeciwnym wypadku będą żyli w przekonaniu, że jest nam tu piękne i łatwo, bo nie dzieje się nic złego.
O wiele lepiej jest przekazać trudną informacje gdy już z nas opadną emocję i będziemy mogły powiedzieć: Stało się to i to ale sytuacja jest już pod kontrolą, albo problem całkowicie zniknął. Ważyć słowa i nie działać w emocjach. To są bez wątpienia trudne chwile dla kobiety. Bo w takich sytuacjach najbardziej liczy się samodzielność i odporność na emocje, na stres. Często decyzje, które wtedy podejmujemy np. odnośnie leczenia dziecka, wpływają na resztę życia. I tu też pytanie: Czy każda kobieta może być żoną marynarza i będzie potrafiła odnaleźć się w takich chwilach sama ?
Nie dajmy się jednak zwariować, nie da się przygotować do życia jak do egzaminu. Trzeba mieć jednak świadomość, że takie sytuacje też się dzieją i, że życie z marynarzem to nie tylko radość z powrotów. Zwyczajnie, pełna świadomość tego na co się godzimy. Plus pozytywne nastawienie z ogromną dawką miłości – a wyjdzie z tego całkiem fajna „żona marynarza”.
Zatem czy jest coś o czym na odległość nie warto mówić marynarzowi? No ba pewnie, że tak. Ale od nas zależy czy te rozmowy mają sens, i czy warto wszystko mówić od razu.
Może czasem warto się zastanowić czy na pewno chcemy od razu/ albo w ogóle powiedzieć, :
- O uszkodzonym samochodzie
- O Awarii w domu.
- O gorszym dniu ( gdzie będziemy każde jego zdanie atakować i skończy się kłótnią telefoniczną albo na komunikatorze).
- Gdy dowiedzieliśmy się, że są przesunięcia z kontraktem – Znowu cię nie będzie, co ja mam teraz zrobić, czy nie możesz coś z tym zrobić itp?
- O durnych tekstach, które słyszymy od ludzi czy rodziny. ( TUTAJ )
- O wizycie u dyrektora w szkole naszych dzieci.
- O problemach w dogadywaniu się z teściami / teściową :-).
- O tym , że wszystko jest do bani i , że nie chcesz być sama ( a tak naprawdę masz okres i musisz się wyżalić) .
- O tym co dzieje się u twoich koleżanek.
- Po prostu, czy warto mówić o pierdołach gdy mamy tego czasu naprawdę mało ?
Oprócz sytuacji stresowych i ciężkich są jeszcze te radosne. Tu z reguły jednak nie mamy problemu. W większości przekazujemy od razu pozytywne wieści. Cieszyć można się wszędzie i nie wpływa to negatywnie na nasze emocje. Ale…czy warto mówić o wszystkim marynarzowi przez telefon, komunikator czy maila?
Czasami warto schować sobie jakiegoś ASA do rękawa na powrót. Chociażby, informacja o ciąży przekazana w cztery oczy, pozwoli chyba na większą radość i wspólne świętowanie.
Komentarze (2)
Gdy rodziłam drugiego syna mój M był w morzu. Mąż akurat miał awarie internetu i dzwonił raz dziennie o 21 z tel salitarnego. Akurat o 21 tego dnia (dzień terminut z OM) byłam już na porodowce podpieta pod KTG z info od położnych ze do północy urodze. Ale rozmawiałam z nim jak gdyby nigdy nic i miałam nadzieję że nie słyszy pikania KTG. Miał akurat 3 w nocy i 4h żeby się przespać przed kolejną wachtą. Wiem, że by się martwił i nie wyspał no i do kolejnego tel nie mógłby się na niczym skupić wiec świadomie mówiłam, że wszystko ok i nic się nie dzieje 🙂 następnego dnia gdy zadzwonił powiedziałam, że ma drugiego synka 😉
A to bardzo ciekawa historia. I dowód na to, że to naprawdę bardzo insywidulana sprawa. I czasem właśnie tak trzeba postąpić.