Blog

MARYNARZU, NIGDY NIE ZROZUMIESZ…

Autor: 22 lipca, 2017 23 komentarze

To jest jak niekończąca się opowieść.
Czekasz do powrotu z wielką pewnością, że teraz będzie dobrze – bo razem. A gdy jesteście razem, czekasz z żalem, że zaraz będziecie osobno. I zostając na domowym posterunku, masz czasem wrażanie, że tylko ty, to życie toczysz.


Marynarzu, nigdy nie zrozumiesz jak to jest:

Gdy wracasz do waszego wspólnego domu, a on jest inny. I  wcale nie chcesz w nim być.

Gdy kładziesz się do waszego łóżka, gdzie normalnie jest radość, sex przytulanie. A tu nagle –  telewizja, pusta poduszka i żal i pustka.

Gdy płaczesz z bezsilności.

Gdy widzisz na sobie wzrok innych, który mówi : siedź cicho nie narzekaj( gdzie ty chcesz po porostu pogadać, że ci smutno), masz kasę męża , mi to dopiero jest ciężko.

Gdy wstajesz 20, 40, czy 120 dzień z rzędu do małego dziecka, bez możliwości odespania i odreagowania.

Gdy trzymasz płaczące dziecko  4, 7 czy 13 h, bo potrzebuje  twojego przytulenia, a drugie krzyczy, że też chce ciebie. Ale ty nie umiesz się rozdwoić.

Gdy w pracy koleżanki chwalą się,   „jak odpoczną” wieczorem w towarzystwie swoich mężów/ chłopaków.

Gdy nie możesz powiedzieć drugiemu  z rodzicowi, weź dzieci na spacer itp.

Gdy po dniu walki z kolkami, ząbkami, problemami w szkole musisz bawić sie i udawać z uśmiechem księżniczkę Elzę, gdy tak naprawdę chcesz krzyczeć jak Chylińska.

Gdy po ciężkim dniu pracy, dziecko wykrzyczy ci , że ma pretensję do całego świata i zlewa cię maksymalnie, bo wie, że pod nieobecność taty, może cię mocniej łatwiej zdenerwować (dojrzewanie ).

Gdy idziesz na niedzielny spacer i widzisz same rodziny.

Gdy ze zmęczenia i bezsilności  wejdziesz w etap – wylane na wszystko.

Gdy nie zmieniasz otoczenia, a zmienia ci się świat.

Gdy żyjesz dziećmi 24 h 7 dni w tygodniu.

Gdy chcesz iść do pracy, a nie możesz. Musisz zrezygnować. Bo przy takim trybie życia nie zawsze się da.

Gdy dom jest pusty.

Gdy masz na głowie wszystko z różnych dziedzin życia. Od dzieci po pracę, przez remont, niezadowolonych sąsiadów. I miliard innych bodźców ciągle ciebie atakujących i tylko ciebie.

Gdy tęskni za tobą w swojej lądowej rzeczywistości.

dom-to-tam-gdzie-jestes-ty


A  twoja żona czy dziewczyna, pewnie nie dowie się jak to jest:

 

Gdy Pracujesz 18h z rzędu, a w nocy i tak budzi cię 10 z rzędu – alarm.

Gdy bardzo tęsknisz za domem, bo jesteś tak od niego daleko.

Gdy masz wracać, a wszystko sie opóźnia.

Gdy jesteś w jednym miejscu z rożnymi  ludźmi z różnych kultur.

Gdy nie możesz wyjść z pracy.

Gdy tak długo brakuje ci dzieci.

Gdy czujesz realne zagrożenie życia.

Gdy zmieniasz miejsca życia. Dom – statek.

Gdy całe życie zmieniasz kontynenty.

Gdy wyrzuca cię z koi , bo taki jest sztorm.

Gdy nie masz dnia wolnego od pracy.

Gdy musisz „być” w dwóch miejscach równocześnie. Dom i statek.

Gdy tęskni się będąc na obczyźnie.

I Gdy, gdy, gdy, gdy….

 

 

I tak możemy sobie ciągle mówić. Ale czy o to chodzi? Może łatwiej będzie szanować ( choć czasem wydaje nam się abstrakcyjna), tą druga rzeczywistość naszej drugiej połowy. Bo mimo, że jej nie znamy jakoś dobrze, to jednak ona też stanowi nasze życie….

 

teddy-1477669_1920

Podobał Ci się post?

Komentarze (23)

  • Dziękuje Ci za te słowa ! 🙂 myślałam ze tylko ja tak czuję. Czyli jestem normalna heh 😉

  • Kasiu dziękujemy,że jesteś;) Cóż trzeba mieć mocne nerwy żeby prowadzić bloga;) Myślę, że związek z marynarzem pozwala ten czas wspólny wykorzystać w 100%.Często śmiejemy się, że jak wraca codziennie jest niedziela. Pewnie wszystko zależy od ludzi którzy tworzą związek, ale gdy wraca M jest zaangażowany we wszystkie domowe obowiązki mi pozwala to złapać „oddech”.Pewnie dlatego tak trudno wraca się do rzeczywistości gdy wyjeżdża…To normalne , że próbujemy nie tyle się porównywać do par, które są ze sobą codziennie, co pomarzyć jakby to było gdyby codziennie można się wesprzeć na męskim ramieniu. I wiecie co po głębszej analizie stwierdzam,że na pewno inaczej…praca po godzinach …zmęczenie…brak czasu dla siebie.Chociaż cały czas mi się marzy ta stacjonarna praca męża to wiem, że dzięki jego pracy na morzu jesteśmy w stanie docenić wspólny czas i to że mamy siebie. Optymistyczne podejście do życia jest najważniejsze i tego życzę wszystkim nie tylko marynarzowym;)

  • A mój ciągle uważa, że tylko on traci na rejsach. Nie potrafi zrozumieć, że dla mnie też jest to ciężki czas…

  • No nie zrozumie nigdy, pozdrawiam

  • Czy na pewno – ” tęsknicie” do życia „normalnego” , którego nie znacie albo nie chcecie poznać – każda rzeczywistość ma swoje plusy dodatnie i ujemne – jestem żoną kierowcy i mogę coś powiedzieć – jak czytam jestem chwilami wściekła, a chwilami chce mi się śmiać – może by tak zejść na ziemię – mam trójkę wspaniałych dzieci i nie jestem super bohaterem, pracuje (nawet spałam w pracy po nie przespanych nocach), ogarniam dom i żyje- mąż jest albo Go nie ma, a życie się toczy, ale czy tak źle, albo super kobieta ze mnie – są osoby -kobiety, które na prawdę walczą z życiem co dnia po cichu – więc może lepiej cieszyć się z każdego dnia niż szukać bajek o super bohaterach -imprezy lub święta samotne – chcesz być żoną marynarza, albo nie, albo wiesz że możesz być sama w TEN dzień albo zmień życie…

    • Absolutnie nie tęsknię do normalnego życia bo to jest dla mnie normalne. Mam wrażenie że nir przeczytano podumowania. Chodzi o to by zwrócić uwagę aby dwie strony mąż i zona się szanowały. Bo nie styl życia jest problemem a raczej właśnie relacje i brak szacunku. To źle żeby sobie przypomniec czasem ?

      • Ja traktuje od jakiegoś czasu ten blog jako czysto satyryczny. Ciągłe wołanie o atencję… „Halo, zwróćcie na mnie uwagę jestem taka, biedna, samotna i tak mi smutno…” Do tego te wszystkie manie prześladowcze, że niby wszyscy i wszystko przeciwko marynarzowym, że z lornetkami stoją w oknach i patrzą czy sobie fagasa nie przyprowadziła ta ich sąsiadka niewierna…
        A tak naprawdę to większość ludzi ma w głębokim poważaniu co wy – marynarzowe ze swoim życiem robicie, bo każdy ma swoje problemy i uwaga – każdy może mieć wrednych sąsiadów, nawet ci stacjonarni – którymi tak gardzicie ;]
        Rozumiem potrzebę wygadania się na blogu w swoim gronie, gdzie wszyscy się rozumieją, ale ten śmieszny kult jednostki… Superbohaterką może być też żona szklarza, czy kominiarza – także polecam trochę pokory i więcej samokrytyki, bo nadal jesteście tylko ludźmi.
        Życie w pojedynkę jest do bani, ale to nie powód, żeby się wywyższać ponad wszystkich, bo takich „wojowniczek” jest wiele, również wśród tych zwyczajnych ludzi i warto o tym pamiętać.

        • Nikt nie zmusza Pani do czytania. A szerzenie tego typu treści jest raczej dość niesmaczne. Proszę w takim razie sobie założyć żonę szklarza chętnie zajrzę. A na moi blogu są poważne tematy jak i te z dystansem. Naprawdę nie rozumiem po co się czyta coś co nas nie interesuje a potem się to krytykuje.

          • Tego typu? To znaczy jakiego?
            Zakładając bloga trzeba się liczyć z tym, że komentarze będą różne, także nie do końca pozytywne. Możliwe, że mój poprzedni komentarz był ciężki w odbiorze, więc postaram się być w miarę neutralna.
            1. Jak już pisałam, fajnie że w sieci są miejsca takie jak te, które skupiają ludzi podobnych do siebie, bo dzięki temu samotność jest mniej dokuczliwa i można też się czegoś nauczyć od innych ludzi w podobnej sytuacji…
            2. Niestety ma to też swoje minusy, bo Pani jako założycielka tej społeczności poniekąd jest za nią odpowiedzialna. Nie każdy jest w stanie odróżnić posty z przymrużeniem oka, od tych pisanych 100% serio. Bo to nadal tylko tekst, nie widać mimiki twarzy, nie słychać tonu głosu… I tak wiele razy spotykam się z tym, że ktoś nie załapie żartu i w komentarzach zaczynają się szerzyć np. jakieś bzdurne teorie o tych okropnych stacjonarnych i te bezsensowne porównania.
            3. Porównania! Po co wgl próbuje Pani porównywać marynarskie związki i stacjonarne? Ma Pani chociaż jakieś doświadczenie jako „stacjonarna” czy po prostu kreuje pani kolejne stereotypy z którymi tak zawzięcie próbuje walczyć? Skoro to strona marynarzowych to po co w to mieszać stacjonarnych?
            4. Idealny przykład tworzenia stereotypów to post o seksie w marynarskim związku: „On i Ona razem równa się dobry seks, równa się seks w ogóle. Z reguły zapewne z o wiele większą częstotliwością niż stacjonarni.” (I teraz pytanie, to tylko domysły, czy może marynarzowe zaglądają stacjonarnym do łóżek?) Oczywiście z komentarzy można się od razu dowiedzieć, że marynarki mają ciekawsze życie erotyczne i do tego są pruderyjnymi „podkołdrowcami”. Serio chce Pani iść w takim kierunku wiedząc, że ten blog ma poniekąd charakter opiniotwórczy?
            Nie chcę się czepiać do Pani, tylko uświadomić, że w raz z poszerzaniem się grona odbiorców zwiększa się też pani odpowiedzialność za zamieszczane treści, a poza tym nowi czytelnicy będą inaczej odbierać zamieszczane tu treści niż starzy wyjadacze 😉 Bo po prostu nie znają Pani intencji. Moim zdaniem (ale to tylko subiektywna opinia) warto bardziej się skupić na pozytywnych inicjatywach, marynarzowych 'lifehackach', zamiast na postach w stylu „Zazdrosna stacjonarna sąsiadka znów zaglądała mi przez okno”. Po co sztucznie kreować jakąś wrogość? Tak jak pisałam nie tylko marynarzowe miewają wrednych sąsiadów.
            P.S. „Dla niektórych jest kimś dla innych nikim, ale ona robi co chce i nie zmieni się” No właśnie, robię co chcę… Więc sobie czytam tego bloga, bo mogę ;]
            Jeżeli kiedykolwiek założę bloga to nie będzie to „żona szklarza”, tylko „Była żona marynarza”, bo akurat tak się składa, że miałam (nie)przyjemność być w takim wspaniałym marynarskim związku, niestety po 6 latach okazało się, że mój M. nie był taki najlepszy, wspaniały, kochany i że nie tylko ja na niego wiernie czekałam 😉 I nie, nie wiem co to związek stacjonarny, po prostu denerwuje mnie to niepotrzebne „wywyższanie się”, bo do niczego ono nie prowadzi. I jak widać w moim przypadku wzdychanie na widok morza, wierność, „dziki marynarski seks” i tego typu rzeczy się nie sprawdziły. Może nawet laska która mnie zastąpiła czyta teraz ten post? Jeśli tak to pozdrawiam serdecznie i powodzenia życzę, będzie potrzebne bo z tego co mi wiadomo oprócz mnie były jeszcze 2 inne w kolejce ;D

            Rozpisałam się straszliwie, a główne przesłanie mojego posta to po prostu „nie kreujcie stereotypów jeśli same nie chcecie być ich ofiarami” i nie idealizujcie swoich mężczyzn za bardzo, równowaga w życiu przede wszystkim. 😉

          • Oczywiście rozumiem pani punkt widzenia. Ale ja też mam prawo się ” bronić ” wyłapała pani te posty które pani akurat pasują. Jest sporo p minusa maryanrzy i takim życiu. Nie ma wywyższania. I nie obrażam nigdzie stacjonarnych. Czasem porównuje ale raczej po to aby młode dziewczyny w takich związkach nie czuły się gorzej. I nie mam nigdzie postów typu sąsiadka zagląda w okno. Niestety jeszxze się nie urodził taki co by wszytskim dogodzil-tak się nie da. Ale wierzę że jak się zajrzy do archiwum to znajdzie się coś dla siebie.
            Przykro mi, że się pani rowiodla to musiałbyć ciężkie przeżycie. Miałam kilka wpisów o rozwodach ale jeśli by pani chcila podzielić się swoją historią to chętnie opublikuje u siebie ? pozdrawiam i zachęcam do zaglądania.
            P.s tak to już jest jak pisze smutno to komuś nie pasuje E smuto jak wesoło to ze za wesoło itd….

          • AMEN 🙂

    • Można założyć stronę „Zona kierowcy ” kto komu broni☺ a ocena cudzego życia jest nie na miejscu. To jest strona, na której wspierają się Żony, Dziewczyny Marynarzy i nikt nie ma prawa oceniać tego jak czują☺ Licytowanie kto ma lepiej albo gorzej ….. po co….. Myślę że cel strony został osiagniety☺ patrząc z perspektywy żony marynarza z 25-letnim stażem ciesze się, że młode dziewczyny mają takie wsparcie? a Pani nie ma prawa tego oceniac☺ Dziękuję Pani Kasiu myślę, że Pani strona wspierać wiele kobiet i zaluje, że nie było takiej strony gdy ja zaczynalam?

  • Wykluczenie ze spotkań parami tak jak pisze alley, jako córka i żona marynarza potwierdzam ten fakt, nie wiem o co ludziom chodzi? ale robią to!

  • na pewno jest ciężko tym kobietom, które mają dzieci. Czytając ten wpis nie odnalazłam w nim siebie, niestety. Nie mam dzieci, nie mam znajomych, ani przyjaciół. Rodzinę mam daleko, bo musieliśmy wyprowadzić się do innego miasta. Całe moje dni to jedynie praca-dom-praca-dom. Wszystkie kontakty pogasły, w tym wieku każdy ma swoje rodziny i swoje obowiązki. W pewnym momencie znajomi zaczeli się spotykać ze sobą parami, a mnie wykluczać z grupy, bo jestem sama, bo bez M. to pewnie będę się nudzić. Może i tak. Najgorsze są spotkania rodzinne, wesela, chrzciny – niestety na wszystkich byłam sama, z większości wesel zrezygnowałam, nie ma nic gorszego niż siedzenie cały wieczór na krześle i ze smutkiem patrzenie na radosne pary. Ze spacerów i wyjść zrezygnowałam, bo tylko nasilały myślenie o samotności i niepotrzebną zazdrość o inne, normalne rodziny.

    Niby razem, ale jednak samotni.

    • JutrO dopiszę ten punkt. Czasem trudno wypośrodkować.dzieki. Aczkolwiek jest punkt o pracy i smutnym domu. Moze za mało

    • Dziewczyny wiem że czasem trzeba spojrzeć prawdzie w oczy, ale wolałabym żebyśmy się skupiały na tych dobrych aspektach bycia z Naszymi M. Co tak naprawdę buduje w nas siłę do życia z takimi mężczyznami. Do tworzenia z nimi rodzin? Uważam że to jest najistotniejsze… a nie negatywy bycia z nimi… każda która tego doświadczyła wie że nie jest to najłatwiejsze doświadczenie w naszym życiu. Ale gdy jesteśmy pewne że dla tego konkretnego M warto poświęcić całą siebie to przecież warto… to też wynika z głębszych aspektów w związku, z przysięgi małżeńskiej i z wielkiej miłości do tego człowieka… Sama jestem żoną marynarza, matką i pielęgniarką i wiecie co niczego nie jestem tak pewna jak chęci bycia z moim M niezależnie od tego czy jest w domu, czy na morzu. Wierzę mocno w to że miłość przetrzyma wszystko… Każda z nas ma też prawo do gorszych dni, ale takie dni mają też osoby które stacjonarnie przebywają w domach… to że ktoś ma na „stałe” przy sobie męża nie oznacza, ze nie ma zmartwień i problemów. Sama odnoszę wrażenie że my doświadczyłyśmy czegoś czego związki stacjonarne nigdy nie doświadczą – tęsknoty za sobą… poczucia jak to jest gdy go nie ma.. To też sprawia że szanujemy się bardziej, kochamy mocniej i często wbrew pozorom jesteśmy szczęśliwsi niż Ci stacjonarni… Pozdrawiam

    • Proponuję mimo wszystko wyjść do ludzi, bo za jakiś czas taka niby zwykła samotność może przerodzić się w coś głębszego, nie daj boże depresji. Sam czuję, że byłem do niej o krok. We właściwym momencie pojawiła się jednak osoba (stary przyjaciel z lat studiów), który wyciągnął pomocną dłoń. Jako zołnierz rozumiał, co to znaczy, kiedy ktoś bardzo ci bliski (moja kobieta) znika na miesiące i nie możez towarzyszyć w wążnych w zyciu chwilach…

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *