Związki

ZWIĄZEK Z MARYNARZEM NIE JEST NORMALNY

Autor: 3 maja, 2017 23 komentarze

img_3108

Na pewnym spotkaniu zeszło trochę na  dyskusję  o związkach. Zostałam poinformowana, bardzo bezpośrednio, że mój związek nie jest normalny.

Że nienormalne jest to , że dzieci nie widzą ojca.

Ta osoba stwierdziła, że  zna wiele kobiet, które jak są same znajdują sobie kochanków ( o maskaro, znowu to).

I nienormalne jest to, że na co dzień się  nie widzimy. A to, że można być bez kogoś 3 miesiące – to już podobno po związku….

Z góry też założyła, że mój M jest  na morzu za ” karę” bo w PL nie umie zarobić itp… chyba nie muszę kończyć.

Wypowiedziane było to z takim przekonaniem, że moja asertywność i szczerość schowała się pod stół.

Oczywiście te wszystkie słowa nie padły w jednym zdaniu. Jednak  w tej rozmowie znowu miałam wrażenie, że muszę się bronić. Na końcu ta osoba stwierdziła, że i tak uważa , że to nie jest normalne.  A ja stwierdziłam, że nie wytłumaczę mu, że nie jestem wielbłądem.


Ludzie nie zawsze to rozumieją. Nawet śmiem twierdzić, że bardzo rzadko. I jeśli komuś tłumaczysz: Patrz ale jak przyjeżdża jest z dzieckiem od rana do wieczora, ma mnóstwo czasu na wspólne zabawy czy swoje pasje. I dla mnie  też ma mnóstwo czasu, to i tak ich nie przekonasz. Powiedzą: No tak, tak …a potem przy okazji jakiegoś problemu stwierdzą, że to dlatego bo dziecko  nie ma taty codziennie.

Dlaczego milionowy raz muszę człowiekowi tłumaczyć, że miłość nie jest policzalna w kilometrach, a bliskość nie zależy od  ciągłej obecność.

Czy dobre jest tylko to, co ogólnie powszechne? Wmawia się nam, że prawidłowa rodzina, to  taka, która jest razem. I nie ma znaczenia jaka, czy się kochają, czy biją czy piją ale patrz są razem.

Człowieku Miłość to ludzie. Możesz żyć w małżeństwie nawet 50 lat. Być obok siebie dzień w dzień, a siebie nie lubić i być najbardziej nieszczęśliwym.

Czy ty nie wiesz, że Miłość czy dobry związek to nie maszyna, do której jest instrukcja. I dlaczego twierdzisz, że moja jest gorsza od twojej?

Czy myślisz, że dzieci (twoje też) kochają ciebie bardziej, bo liczą ile dni z nimi spędziłeś, czy godzin ? Nie, one doładowują swoją miłość dzięki  sytuacjom, które z tobą przeżywają, z poszczególnych momentów i z twojego zaangażowania –  a nie po prostu bycia.

NIEOBECNOŚĆ,  TO NIE BARK MIŁOŚCI ANI ZAANGAŻOWANIA. TO PRÓBA, KTÓRA TĘ MIŁOŚĆ WZMACNIA ZA KAŻDYM RAZEM. ALBO CZASEM POKAZUJE JEJ GORZKIE OBLICZE. SZYBKO WERYFIKUJE ZWIĄZEK. TAKIE ŻYCIE TRUDNO JEST UDAWAĆ.

Taki mamy urok, że oceniamy po stereotypach a i czesto taki mamy tupet, że twierdzimy, iż ta wersja życia tzw „normalnej rodziny ” jest jedyna. A cała reszta to jakieś chore układy. Problem nawet nie tkwi w niewiedzy. Bo jeśli koś czegoś nie wie , to próbuje się dowiedzieć – a wtedy nawet miło podyskutować. Problem tkwi w tym, że w tej mojej, czy innej rozmowie  – ja nie ma szans tłumaczyć, ja muszę się bronić. I niby mówi się, że dziś to już tak się nie ocenia marynarzy i ich rodzin. A jednak jak przychodzi co do czego, rozmowa kończy się obroną. Czemu mam ciągle udowadniać, że mam normalne życie, a moje dzieci mają tatę.

za-kazdym-marynarzem-stoi-jego-rodzina-ktora-wspiera-go-teskni-i-czeka-1

Cała sytuacja tyczy się też bloga i naszej społeczność. Zdarza się , że mam rożne spotkania. Ludzie chcą współpracować, coś wspólnie zdziałać. I prawda jest tak że 70 % takich propozycji odrzucam. Dlaczego? Bo tak samo jak oceniają związek tak i oceniają grupę. W większości przypadków, nawet nikt nie zajrzy na stronę czy Facebooka, nie zobaczy o co chodzi, a raczej ma w głowie, że to kółko znudzonych babek. A ja czuję to na kilometr. I nie chodzi o ochy i achy, a o zwykłe zrozumienie, a nie podśmiewywanie się. Tak też jest właśnie z tymi naszymi ” nienormalnymi związkami”.

Obraz polskiej rodziny pokazywany jest na każdym kroku. Oglądamy w reklamach jak tata wraca z pracy – normalka.  Czy słynny program 500 plus, stricte pod rodziny stacjonarne, które są ze sobą. Cokolwiek chcesz załatwić zawsze musisz tłumaczyć swoją sytuację. I tak pewnie będzie jeszcze xxx lat. Ja bardzo chętnie będę tłumaczyć, ale błagam mam dość już tego, że muszę się bronić czy udowadniać, że jestem normalna.

OCZYWIŚCIE UWIELBIAM SWOJĄ NIENORMALNĄ RODZINĘ!

img_1009

Podobał Ci się post?

Komentarze (23)

  • Zyje w rodzinie marynarskiej 9 lat i potwierdzam wszystko co jest w artykule.To patologia nie ma nic wspolnego z normalnymi relacjami.Meczymy sie wszyscy przeokrutnie dla kasy zeby splacic hipoteke.Po kazdym powrocie reanimujemy relacje wiezi wszystko.Po analizie stwierdzamy ze mozna tak zyc owszem pod warunkiem ze priorytetem dla wszystkich sa pieniadze.Czyli kasa sie zgadza reszta sie dopasuje.Nikt z innymi wartosciami nie wytrzyma bez uzywek albo konfilktow depresji czy zdrad.Znam panie marynarzowe hipokrytki do kwadratu wszystkie materialistki bredzace cos o milosci prywatnie ciezkie charaktery bo co im pozostalo jak tlumaczyc przegrane zycie.Dzieci marynarzy to oddzielny temat rownie nieciekawy.Na koniec punkt widzenia zalezy od…..dlugosci kontraktu.

  • Ja zawsze odpowiadam, że rozumiem fakt, iż każdy ocenia wg swojego systemu wartości. W każdej rodzinie można znaleźć jakąś patologie i jeśli ktoś zarzuca mi patologie, której w rzeczywistości nie ma, to mówię wprost o sytuacjach, które dotyczą tej osoby i są faktem, a które patologią można nazwać.

  • Drogie Panie życie nie jest bajką. Moje małżeństwo było szczesliwe, ja pływałem żona z dziećmi i pracą zostawała sama. Lata mijały, pod ciężarem problemów dnia codziennego zaczęliśmy się oddalać. Mnie nie było więc wiele nie widziałem. Przyznam raz zdradziłem, poszedłem na dziwki i nawet nie wiem jak to się stało. Potem chciałem to żonie wynagrodzić, nic nie mówiłem. Po 12 latach małżeństwa dowiedziałem się, że żona przez 6 miesięcy mnie zdradzała z przyjacielem rodziny. Zaszła z nim w ciążę, którą poroniła. Odkryłem to po powrocie do domu. Myślałem że świat mi się zawali, bardzo ja kochałem. Okazuje się że mnie nie było, a on był zawsze. Pomagał i powoli mnie we wszystkim zastąpił. Żona twierdzi że kochała nas obu. W każdym bądź razie, gdy się dowiedziałem było już po romansie. Zerwali ze sobą kontakt, a żona nadal chciała rozwodu. Po długich rozmowach, okazało się że nadal się kochamy i chcemy być razem. Żona jest bisexualan więc by zabić samotność zgodziłem się na trójkąt z kobietą. Nasze małżeństwo wymyka się wszelkim standardom. Ale kochamy się i walczymy o siebie…

  • Ja: dziecko i siostra marynarza. Mam wrażenie, że artykuły na tym blogu są pisane tylko z perspektywy szczęśliwych początków.
    Niestety, ale stereotypy mają w sobie dużo prawdy i nie biorą się znikąd. Nawet statystyki potwierdzają fakt trudności w rodzinach marynarskich, a ja doświadczyłam ich na własnej skórze. Normalna statystyka zdrady u mężczyzn to 28%.
    W badaniu A.Sosnowskiego „system wartości w rodzinach marynarskich” tylko 49% mężczyzn marynarzy niedopuszca dla siebie zdrady a dopuszczalne powody zdrady dla nich to:
    1) długa rozłąka z żoną, usprawiedliwiająca zaspo-
    kojenie poza małżeństwem potrzeby pierwszego rzędu, jaką jest popęd
    seksualny;
    2) choroba małżonki, która uniemożliwia regularne pożycie
    seksualne;
    3) ciąża żony eliminująca ją na pewien okres czasu jako partnerkę seksualną;
    4) separacja małżeńska, powodująca iż małżonkowie nie
    kontaktują się w zasadzie w żadnej ze sfer życia;
    5) założenie, że
    małżonka nie dowie się o zdradzie; jest to próba usprawiedliwienia sie-
    bie w myśl przysłowia „czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal”.

    Opracowanie dostarcza także statystyki pokazujące jasno, że po 10 latach małżeństwa partnerskiego dochodzi do znaczących zmian w takim małżeństwie:

    Największe różnice występują między osobami
    o stażu małżeńskim do 10 lat a osobami mającymi już poza sobą 10-15
    lat małżeństwa =0,67).
    Okazuje się, że lata między 10 a 15 rokiem
    życia od zawarcia ślubu są okresem:
    1) największej refleksji nad dotychczasowym życiem;
    2) potencjalnie największego zagrożenia kryzysem
    małżeńskim i rozpadem rodziny. Z czego to wynika? Wydaje się, że odpowiedzi należy szukać w:
    1) zmniejszającej się, w porównaniu z początkowymi latami małżeństwa, atrakcyjności partnerów w małżeństwie;
    2) zauważalnych symptomach znużenia i zmęczenia instytucją małżeństwa;
    3) zmęczeniu ciągłym oczekiwaniem na małżonka (żona marynarza)
    bądź na powrót do domu i żony (marynarz);
    4) pewnym rozchwianiu systemu nerwowego ciągłymi stresami wynikającymi z zagrożenia życia mał-
    żeńskiego.

    Podsumowując, to nie jest tak, że ludzie nie wiedzą nic o zyciu z marynarzem i „wymyślalają”. Są pewne powody tych komentarzy. Sorry. Uważam, by marymarzowe były świadome zagrożeń, a nie wszystko zamiatały pod dywan.

    • Wzięłaś pod uwagę czasy, w jakich Sosnowski prowadził swoje badania? Wzięłaś pod uwagę, że podejście Twojego ojca do wierności małżeńskiej prawdopodobnie odbiło się na Twoim bracie i stąd zbieżność patologicznych zachowań?

      • Czasy dziś wręcz dla zdrad są na korzyść marynarzy. Nie dość, że dziwka w porcie to jeszcze potrafią z taką utrzymywać kontakt długo po spotkaniu, a pozniej umawiać sie na kolejne spotkania za pośrednictwem komunikatorów. Ba, takie kontakty z panienkami potrafią utrzymywać rowniez będąc w domu, twierdząc i szczerze wierząc w to,ze kochają swoja żonę…. Czasy sie zmieniają, ludzie nie. Rodzina marynarska nie jest normalna, jest specyficzna i inna. Nie gorsza, ale na pewno nie lepsza od tej stacjonarnej, a niestety wiele postow na tej stronie na to wskazuje. Jesteśmy takie oryginalne, takie silne, takie wyjatkowe….

  • Czuć wzburzenie które wzbudziła w Tobie tamta rozmowa.
    Ja zawsze twierdze, że nie jestem normalna (tu jest wtedy zdziwienie) i moje życie też nie jest normalne, ale my się w tym odnajdujemy i tyle w temacie. W nosie mam co gadają. Jak ktoś nie chce to nie zrozumie i nic nie przekona go do innego myślenia.
    Nawet wyliczenia, że mimo iż nie ma mąża i ojca dzieci przez 3-4 miesiące to jak przyjeżdża jest dłużej i więcej z nami nie docierają.
    Miłego dnia spędzonego w NIEnormalym klimacie NIEnormalnego życia 😀

  • Związek z marynarzem nie jest normalny, bo… jest wyjątkowy. To specyficzna i wspaniała relacja. Oczywiście, że ludziom łatwo jest oceniać. Jednak nie ocenia tylko ten, kto rozumie, a mało kto ma w sobie tyle mądrości, aby przed oceną drugiego człowieka trochę pomyśleć.
    Może warto tłumaczyć ludziom, którzy nie rozumieją, jednak nie warto tłumaczyć tym, którzy zrozumieć nie chcą.

  • Ludzie uwielbiają liczyć cudze pieniądze, grzebać w cudzym łóżku.. to tylko zazdrość nic innego..Nie słucham takich wstrętnych komentarzy a jeśli ktoś mi naprawdę dokuczy bezczelnie odpowiadam że to moja sprawa.. pozdrawiam wszystkie Marynarki?

  • Osobiście uważam, że ludzie, którzy oceniają innych, nie wiedząc kompletnie nic w danym temacie, są nieco podobni do ksenofobów. Działa ten sam mechanizm uprzedzenia, braku rzetelnej wiedzy, wyższości tego, co moje, znane… Zatem nie ma co się bronić – jak napisała jedna z osób poniżej, lepiej się uśmiechnąć. Ja – mimo że miewam swoje rodzinne problemy – uważam się za osobę szczęśliwą i nawet nie chce mi się słuchać „farmazonów” plecionych przez zazdrośników czy osób, które nawet nie zadają sobie minimalnego trudu, by wzbogacić swój światopogląd. Nauczyłam się żyć wyłącznie dla siebie samej i swojej rodziny, nie dla uznania innych, toteż ludzie jak wyżej budzą co najwyżej moje delikatne politowanie.

  • rodzina marynarska określana jest jako czasowo niepełna-zgadza sie już po latach z tym określeniem.co do wyznaczania norm 😉 w tego typu rozmowach….a mam ich za sobą setki .jest kilka metod w zalezności od nastroju/mojego/ obrócic żart ,kolokwialnie mowiac „zlać” rozmowce i nie podejmowac tematu lub odezwac się asertywnie.możnatez przyszpilić mówić jasnym czystym głosem o deficytach rozmówcy.tak przerobiłam te warianty.
    moje zdanie po latach zycia z marynarzem jednak jest takie: trzymam gardę na zewnątrz – nikomu nic do naszego gniazda.prawda jest jednak taka w naszym przypadku,że ja nie jestem normalna;)
    jestem niezalezna lubię czas spędzać sama albo z dziećmi .odpowiada mi taki tryb zycia.lubię kiedy M znika .lubię ciszę wieczorów samotne wędrówki .nie przeszkadzają mi spotkania towarzyskie bez niego.żaden lądowy facet nie zdzierżyłby baby takiej jak ja.problem bywa z dziećmi niestety….

    • Zgadzam się. Kocham męża, tęsknię za nim, zwł,że teraz wypłynął na 7 mies (zostało jeszcze 2,5). Ale generalnie też lubię tę swoją samotność. Lubię wieczorami posłuchać sama muzyki, lubię spędzać czas z dziećmi, spać z nimi w jednym łóżku, spotykać się ze swoimi znajomymi. Zawsze gdy sama coś zdziałam, np. wyremontuję mieszkanie, mam ogromną satysfakcję, że dałam radę. Lubię takie życie. Niestacjonarny związek jest dużo bardziej atrakcyjny

      • Cała prawda…czasem lepiej nie tłumaczyć a zbyć milczeniem a „złote rady” od razu wyrzucić za okno 😉 ….mi zostało jeszcze 5 m-cy czekania, ale 3 za Nami 🙂
        Pozdrawiam wszystkie dzielne i wytrwałe Panie 🙂

        • No brawo, a już myślałam, że tylko mój mąż pływa na tak długie rejsy. Nam jeszcz zostało ok. 2,5 mies, a za nami już 4,5. Gratuluję ogromnej siły

  • …a mnie wcale nie chce się rozmawiać z takimi osobami. Te rozmowy są poprostu nudne. Czas lepiej przeznaczyć na dobrą książkę. Nie należy sie bronić tylko obrócić w śmiech-to wkurza najbardziej 😉 Ja własnie potwierdzam że nie jesteśmy normalni – jako żona marynarza pracuję na kopalni wegla kamiennego 😉 (jesteśmy oryginalni, mieszkamy na śląsku) mamy 3còrki które właściwie wychowywane są jak trojaczki. Za 2 tyg ich komunia i też muszę sama ogarnąć. Nie należy przejmowac się „pierdołami”. Byle do przodu, głowa do góry. Pozdrawiam!!

  • Mój Ł. dopiero zaczyna swoją przygodę, ale pamiętam jak pierwszy raz popłynął w półroczny rejs. Było mi ciężko, ale starałam sobie dawać z tym radę. Trochę jak dobra mina do złej gry. Stwierdziłam, że nastawienie jest tutaj kluczowe i naprawdę starałam się myśleć pozytywnie. Ale najbardziej irytowały mnie moje koleżanki z roku, które chyba na siłę chciały mnie zdołować: „podziwiam Cię, ja bym nie dała rady, ja swojego to muszę mieć na co dzień”. Ze stwierdzeniem, że taki związek to nie zwiazek, albo że nie wytrzymam tego, albo jeszcze co lepsze, że mój Ł. jak popływa to się zmieni nie do poznania, że nie będzie można z nim żyć, też się spotkałam i zawsze się zastanawiam, co ludzie sobie myślą mówiąc mi to… Czy w ogóle cokolwiek myślą ? 😉

    • O to, to! Mój ostatnio był na pierwszym pół rocznym rejsie i moje koleżanki z roku zaczęły tę samą śpiewkę. Na początku ciężko się tego słuchało potem nauczyłam się nie zwracać na to uwagi. Pozdrawiam ❤?

      • To chyba wspólny mianownik wszystkich koleżanek z roku 🙂 do moich dołączały jeszcze głosy kolegów. Wiecie, mysle, ze gruncie rzeczy nie mieli/miały na myśli nic złego. Zauważyłam nauczona innymi życiowymi doświadczeniami, ze ludzie, którzy nie byli nigdy w danej sytuacji nie potrafią na nią zareagować w odpowiedni sposób. Na początku też się nimi mocno przejmowałam, potrafiły mi zepsuć nastrój na cały dzień… Teraz już się nimi zupełnie nie przejmuje a nawet mnie one bawią. 🙂

  • Według norm psychologicznych jesteśmy rodzinami dysfunkcyjnymi. Ale czy to zmienia coś w naszych relacjach? Na pewno w jakiś sposób wpływa to na nasze dzieci, ale czy pozytywnie czy negatywnie to już zależy od nas. Ja już przestałam tłumaczyć, sama wiem najlepiej jaka jest moja rodzina.

  • No dobra. Nie jestem żoną Marynarza. Temat jest mi bliski,bo choć mieszkam na południu Polski, historia polskiej floty morskiej, to moja pasja. Głownie dlatego, że chodzi o historię pisaną przez Marynarzy, a nie przez historyków. Południe Polski, to też specyficzny region. Słynna ,, bieda galicyjska”. Z tąd jrst nakwięcej emigrantów ,,za chlebem” Marynsrza nie ma parę miesięcy, emigranta , nawer kilkadziesiąt lat. Tak mam w swojej rodzinie. A Rodzina, o dziwo trzyma się razem. . Przez ostatni rok byłam zdumiona, że można aż tak. Oczywiście pomagają nowoczesne środki komunikacji. Niech nikt mi nie mówi, że Rodzina w rozłące jest nienormalna. Przeciwnie. Właśnie Ci Ludzie potrafią najbardziej docenić, to co mają. Wartość Rodziny.

  • Smutny, ale bardzo mi bliski tekst. Właśnie sobie uświadomiłam, że w moich rozmowach też często dochodzi do dziwnego tłumaczenia się z mojej nienormalnej rodziny. Czasem chcę się pochwalić, opowiedzieć, a ostatecznie dochodzi do odpychania ataków i przekonywania, że nie mam NIENORMALNĄ rodzinę. Kiedyś nawet usłyszałam, że rodziny marynarzy w socjologicznym pojęciu nie są zaliczane jako jednostka rodzinna!

    • Ostatnie zdanie – kompletna bzdura, wyssana z palca. Jak zresztą wiele stereotypów na temat rodzin ludzi morza. Tak się składa, że pisałam pracę licencjacką pt. „Życie rodzinne marynarzy” głównie w oparciu o książki nieocenionego profesora Janiszewskiego, twórcy Instytutu Socjologii w Szczecinie i subdyscypliny – socjologii morskiej. Gdyby pojęcie rodziny w odniesieniu do marynarzy nie istniało, zostałabym o tym odpowiednio wcześniej uświadomiona przez mojego promotora. Zamiast tego dostałam piątkę na obronie 😉

  • Ja zawsze powtarzam. oczywiscie z ironią.źe jestesmy patologiczną rodziną….I jakoś w tej patologii jesteśmy 31 lat i jest SUPER.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *