Blog

Córka marynarza.

Autor: 14 sierpnia, 2014 20 komentarzy

Nie jestem córką marynarza. Właściwie zanim poznałam męża w ogóle nie miałam styczności z takim życiem. Dlatego zaprosiłam jedną z Was, do napisania kilku o tym czy bycie córką marynarza ułatwia bycie żoną marynarza. Mam parę koleżanek, które są w takiej sytuacji i zgodnie twierdzą, że to właśnie zupełnie inna bajka. Jedyne co jest to świadomość, że może nie będzie tak łatwo. Ja tej świadomości nie miałam mówiąc „tak”(a właściwie to powiedziałam: zgadzam się;-) )

I nie wiem czy to dobrze czy nie. Nie ma jednej odpowiedzi na pytanie Jak jest lepiej? Albo kochamy i chcemy tak iść przez życie albo do widzenia. Przeczytajcie co napisała Lucyna. Zdradzę wam, że będzie ona gościem na spotkaniu. A co i jak? Dowiecie się wkrótce. Dziękuję Lucyna 😉
Pozdrawiam
Kasia

 

Przez całe życie byłam córką marynarza. Rytm naszego życia wyznaczały wyjazdy i powroty taty. Doskonale pamiętam chwile rozłąki, dlatego już jako nastolatka jedno wiedziałam na pewno –  mój mąż nigdy nie będzie marynarzem. Wiedziałam, że chcę go mieć zawsze przy sobie, spędzać z nim wszystkie chwile, dzielić się obowiązkami, chodzić do kina, do znajomych  i cieszyć się normalnym życiem, w którym mężczyzna jest na co dzień.
Jednak życie lubi płatać figle i jak pewnie się domyślacie mój mąż jest marynarzem. 
Kiedy okazało się, że będzie pływał to wszyscy  mi mówili: „Ty sobie świetnie poradzisz. Wiesz jak takie życie wygląda. Jesteś już przyzwyczajona”. Jako córka marynarza od razu zostałam uznana za świetną żonę dla pływającego. Wiem jak wygląda rytm życia, że wyznaczają go wyjazdy i powroty. Wiem, że kobieta musi być silna za dwoje itp. Wszystko teoretycznie wiem. Jednak teoria a prawdziwe życie to czasami dwie różne bajki.  
   
Owszem jako córka marynarza mam pewne „predyspozycje” ku temu, aby może ciut lepiej poradzić sobie, a przynajmniej wejść w tą nową sytuację.
Po pierwsze wiem, jak było kiedyś, a to trochę uczy pokory. My mamy dziś „raj” w porównaniu do tego, z czym zmagały się nasze mamy i ojcowie. Dziś 4 miesięczny rejs to dla wielu z nas koniec świata mimo, że mamy maile, telefony, internet i przy dobrym układzie możemy codziennie się widzieć. W najgorszym – codziennie mailujemy.

Kiedyś nasi ojcowie wypływali na rejsy 6, 9 czy 12 miesięczne praktycznie bez kontaktu z rodziną.  Był on głównie listowny. Bywało, że pozostawały miesiące praktycznie bez kontaktu. Oczywiście były informacje od armatora, listy przekazywane przez podmianę, ale kontaktu codziennego nie było. Do dziś pamiętam jak siedziałam przy magnetofonie i nagrywałam tacie kasety opowiadając co u mnie. I mój tata na końcu świata robił to samo.
Możecie powiedzieć „bez przesady – telefony już wtedy istniały”. Owszem – połączenia przez Gdynia Radio.  Czasami czekało się na nie 3 dni nie wychodząc z domu. Zdarzało się połączenie przerwane na początku i tyle było z rozmowy. Kolejne – nie wiadomo kiedy. Dziś trudno mi sobie nawet to wyobrazić, a jednak kiedyś brak kontaktu był codziennością w wielu marynarskich rodzinach.  
Co jeszcze wiem jako córka marynarza? Przez lata mogłam przyglądać się swojej rodzinie i rodzinom znajomych. Mogłam więc zobaczyć  jakie „błędy” popełniane były i próbować ich uniknąć. Sukcesem będzie wdrożenie tej mądrości w życie. Jednak grzechy poprzedniego pokolenia takie jak: traktowanie pobytu taty w domu jako niekończące się święto, przejmowanie przez kobietę wszystkich obowiązków na siebie czy rekompensata nieobecności prezentami, wciąż pewnie czają się gdzieś za rogiem.
Na pewno dobrze też znam logistykę przed wyjazdową. Sprawne i szybkie pakowanie, listę rzeczy do zabrania, kontakt z firmą itp. Przez lata przyglądania się od pierwszego rejsu dobrze wiedziałam jak to wszystko sprawnie zorganizować.
Nie da się jednak ukryć, że ta wiedza jest w większości bezużyteczna, bo przecież nie logistyka i organizacja są w tym wszystkim najtrudniejsze, a raczej tęsknota. Wiadomo przecież, że za swoim ukochanym mężem tęskni się zupełnie inaczej niż za tatą. I żadna wiedza, świadomość, doświadczenie nie pomogą ustrzec przed tęsknotą, bólem rozstań i obawą o zdrowie i bezpieczeństwo swojego ukochanego marynarza. Na to życie córki marynarza w żaden sposób nas nie przygotowało.
 
Podsumowując, czy córka marynarza to najlepsza żona dla marynarza? Nie wiem. Wiem, jednak że nasi mężczyźni potrzebują kobiet wyjątkowych – silnych, zaradnych, odważnych i trochę szalonych, aby wytrwać w szalonym tempie życia i zmian. Zorganizowanych, aby ogarnąć cały dom i z miarką w oku spakować walizkę nie przekraczając 40kg. Silnych za dwoje bo czasem przychodzi jej dźwigać życie z jego smutkami i radościami za siebie i swojego mężczyznę. Wiernych, aby czekać w porcie i podgrzewać ogień domowego ogniska także wtedy, gdy końca rejsu jeszcze nie widać. Zakochanych i otwartych na nowe przygody, bo bez wątpienia życie z marynarzem to niekończąca się przygoda. Jeśli taka jest córka marynarza to ma szansę być najlepszą żoną dla marynarza, tak jak każda inna wyjątkowa i fajna kobieta
Lucyna Konkel

Podobał Ci się post?

Komentarze (20)

  • Trafiłam na ten blog przypadkowo, jednak zainteresował mnie temat.
    Napisałam kiedyś tekst o tęsknocie – jestem córką marynarza. Nie ułożyłam sobie życia z marynarzem, unikałam tego jak ognia, nie chciałam wyniesionych ze swojego dzieciństwa wyobrażeń i doświadczeń przenosić na własną rodzinę. Uważam, że sednem tematu jest głównie tęsknota i o niej napisałam parę lat temu.
    Zainteresowanych zapraszam tutaj: http://ogroddanieli.blogspot.com/p/napisane.html
    Pozdrawiam serdecznie.

  • Ja właśnie zostałam sama z naszym 3 miesięcznym brzdącem..a mąż/tata w morzu. Ona nie wie jeszcze czym jest tęsknota za tatą. Być może będzie się nawet go bała po powrocie?
    Myślałam, ze jestem silna, ale jakoś po woli mnie to wszystko przerasta i przytłacza. To, co kiedyś cieszyło już nie cieszy…przed jego wyjazdem też padło kilka gorzkich słów…z jego strony…morze zmienia ludzi, zmieniło tez mojego męża: potrafi być chamski i nieczuły jak góra lodowa. Po powrocie do domu wiecznie zmęczony, bez energii, bez zainteresowań, bez przyjaciół, wszystkich zawsze krytykuje i wytyka błędy…puszka piwa przed telewizorem to najlepsza rozrywka. nie wiem, co się z nim stało. Przez to wszystko straciłam chęci do jakiegokolwiek działania, straciłam kontakt ze znajomymi (jemu nikt się nie podoba i wszystkich krytykuje).
    Ciągłe niezadowolenie z tego,co mamy, ciągłe gderanie. Dziecko też czuło taką atmosferę w domu i po wyjeździe taty…uspokoiło się…smutne, ale prawdziwe…

    • PO CO SIĘ DECYDOWALIŚCIE NA DZIECKO?

    • To przykre co piszesz, ale wiem, że prawdziwe.Ja wierzę w siłę rozmowy. Morze zmienia, ale człowiek niezależnie od tego gdzie jest i jak żyje zawsze będzie przechodził proces przemiany. My same również się zmieniamy, ale jeśli zmiany, które w nas zachodzą negatywnie wpływają na naszych najbliższych to rozmawiajmy o tym ze sobą. Postaraj się porozmawiać ze swoim M. Jednak nie obwiniaj go, ze wszystko przez niego, ze to jego wina, ze to on się zmienił.Daj mu szansę aby dowiedział się co czujesz, że go potrzebujesz, a może jemu czegoś brakuje, może z jakiegoś powodu jest nieszczęśliwy? nie zamykaj sie na niego i na was. Jestem pewna, ze się kochacie i oboje sibie potrzebujecie, wiec nie przekreślaj niczego, tylko powalcz. M. często zamykają się na świat, który ich otacza gdy wracają z morza. Im o wiele trudniej jest sie odnaleść w „tym” świecie po powrocie. My w nim jesteśmy cały czas, uczestniczymy w codziennych przemianach. Oni natomiast są daleko, odcięci od informacji, od najbliższych, od tego co trzyma ich przy zdrowych zmysłach. Macie maleńkie dziecko, które wywróciło również jego świat do góry nogami. Już nie ma Ciebie tylko dla siebie. Musi się Tobą dzielić a każdy M. jest samcem alfa, który potrzebuje czasu aby odnaleźć się w takiej sytuacji i każdy z nich inaczej sobie z tym radzi.
      A.

  • Ten komentarz został usunięty przez autora.

  • Pewnie wykonywane zawody nie mają znaczenia. Ale wydaje mi sie, że tu chodzi o styl życia. Bo jak kolwiek by o tym nie mówić to żyjąc z marynarzem, decydujesz się na życie w pojedynkę. Będąc z człowiekiem ze stacjonarnym zawodem nie myślisz o rozstaniach, owszem są inne problemy, też niebezpieczne. Jednak sytuacji w których możesz liczyć na siebie przy partnerach o wyjazdowych zawodach, masz milion. I chyba to jest ta różnica. Mając męża musisz umieć i chcieć żyć sama przede wszystkim…:-) haha masz rację silną musi być każda, bo kto by to wszystko ogarnął jak nie kobiety?

    • Nie mogę się zgodzić ze stwierdzeniem, że żona M. musi chcieć żyć sama. Przede wszystkim musi go kochać, a „chwilowa” samotność jest do tego dodatkiem. To kwestia tego, że każda z nas odnajduje się na swój sposób w danej sytuacji. Każda z nas wiążąc się z kimkolwiek podejmuje się życia na dobre i na złe. Biorąc ślub w wieku 20, 30 lat będąc w sile wieku i u szczytu fizycznej atrakcyjności, nie myśli o tym, że my same albo nasz wybranek kiedyś może przestać być samodzielny, zdrowy i silny. Może zachorować, może stracić prace i nasze życie jakie wiedliśmy do tej pory diametralnie się zmieni.
      Oczywiście rodziny marynarzy mają wiele cech wspólnych, jednak bym tego ani nie gloryfikowała, ani nie umniejszała. A to do czego bym zachęcała wszystkich ludzi związanych z morzem, to do czerpania z życia tyle ile się tylko da.Nie odkładajmy pięknych chwil na czas powrotu naszych M. Trzeba żyć tu i teraz, bo życia nie da się odłożyć na później 🙂

    • „A to do czego bym zachęcała wszystkich ludzi związanych z morzem, to do czerpania z życia tyle ile się tylko da.Nie odkładajmy pięknych chwil na czas powrotu naszych M. Trzeba żyć tu i teraz, bo życia nie da się odłożyć na później :)” AMEN !!!

  • nigdy nie mów nigdy – to po pierwsze! Los każdej z nas jak nam się wydaje spoczywa w naszych rekach, jednak jest zupełnie inaczej. Żyjemy razem ze światem który stawia przed nami wyzwania, problemy ale i radości, szczęście czy to co najważniejsze – miłość. Każda kobieta marzy o mężu, ale myśląc o tym nie wybiera, jaki zawód będzie wykonywał bądź gdzie pracował. To jakie jesteśmy i do czego się „nadajemy” kształtuje świat oraz nasz los jaki wybieramy. Co przeżyłyśmy bądź co jeszcze przed nami. To nas kształtuje i dodaje pewności. Niby oczywiste, a o tym się nie mówi. Nie jestem ani córką ani żoną marynarza. Jestem kobieta, która chce żyć u boku faceta, którego los związany jest z morzem. Czy się „nadaje” do tego? Nawiązując do pytań Kasi… To tak jakby zapytać – „Czy go kocham?, czy chcę być z nim? Odpowiedź zawsze będzie prosta jeśli wiem czego chce i wiem na co mnie stać. Gdyby ojciec każdej z nas był policjantem, to czy wybierając męża każda kierowałaby się tradycją rodzinną? Sądzę że nie! Myśli to jedno a realia to drugie. Miłość nas trafia i wtedy wiemy jak dalej mamy iść i jeśli chcemy trwać przy tym i pielęgnować to uczucie i rodzinę to nie będzie ważne czy to marynarz czy policjant. Do każdej decyzji niewymuszonej same dojdziemy, a wtedy można się tylko upewniać z każdym dniem że to był dobry wybór. Jest powiedziane, że aby być z marynarzem trzeba być silną kobietą! Ale, żeby być z policjantem to już silną być nie trzeba? To jest nie do porównania. Łączymy się z ludźmi a nie z ich zawodami. Ta sama sytuacja dotyka naszych partnerów. W rodzinie marynarskiej zawsze padają pytania czy syn pójdzie w ślady ojca lub czy córka powtórzy los matki. Jeśli będą tego chcieć na prawdę to tak się stanie! I dadzą sobie radę bo uczucie jest czymś co pcha nas do niemożliwego!

    Pozdrawiam wszystkie Marynarzowe.

  • Dzień dobry bardzo 😉 Jestem córką marynarza pełną gębą i powiem szczerze, że moje dzieciństwo z tatą wspominam wspaniale – zachowane listy ( aż się buzia sama śmieje na ich wspomnienie ), wspomnienia z wyjazdów, zabawy, długie nocne rozmowy. Mama spisała się doskonale – zapewniła nam spokój i bezpieczeństwo, które po latach tak bardzo dostrzegamy bo z młodszych lat nie pamiętam odczucia tęsknoty choc bardzo jesteśmy wszyscy zżyci dlatego też nie miałam nic przeciwko myśląc o mężu marynarzu. Tak też się stało. Poślubiłam „morskiego” i jakże życie stanęło mi do góry nogami – nic nie było tak jak byc powinno – niesamowita tęsknota. Teraz gdy pojawił się nasz synuś na świecie dopiero dostrzegam jaką niesamowitą pracę wykonała nasza mama by nasze dzieciństwo było tak wspaniałe i nadal wykonuje wspierając mnie i odpowiadając na tyle pytań o to jak życ z mężem marynarzem. Dobrze ją miec a tato też swoje grosze dorzuci. Zgadam się z poprzedniczkami grunt to kochac się, szanowac, ufac i uśmiechac się bo czasami nic innego nie pozostaje. P.S. Jutro first AE wraca do domu ;)))))

  • Tęsknić za Ukochanym Mężem to nie to samo co za Tata. Można tylko mieć większa świadomość jak takie życie wyglada i ” w co sie pakuje ” 🙂

  • Drogie Panie,
    Można mieć męża hydraulika albo elektryka, może nim być też lekarz albo prawnik, a może to być żołnierz albo marynarz. Czym różnią się Ci mężowie/partnerzy? Żadna z form zawodowych nie zapewni lepszej miłości, szczęśliwszego życia czy bezpiecznej przyszłości. W żadnym wypadku nie ma recepty na szczęśliwy dom. To wszystko zależy od tego kim są Ci ludzie, którzy tworzą dom. Są małżeństwa/pary, które po pracy wracają do domu, niby mają dla siebie dużo czasu, ale gubią się w ich nadmiarze i w ogóle siebie nie zauważają. Są małżeństwa/pary „pracoholicy”, którzy się mijają i zauważają się od wakacji do wakacji. Są zawody bardziej niebezpieczne i bardziej niepewne niż marynarz. Np. żołnierz, którego wysyłają na długie miesiące na drugi koniec świata ,gdzie ryzykuje swoje życie. Jeśli ludzie się kochają i chcą być ze sobą i właśnie ze sobą przechodzić przez życie to odnajdą się w każdej sytuacji. Mój tata nie jest marynarzem, ale pływa mój brat, moi wujkowie i wielu przyjaciół. Znam takie życie, jego cienie i blaski. Sama nie chciałam mieć męża marynarza, bo marzyłam o tym by moja wielka Miłość zawsze była przy mnie. I tak było na początku. Przez pierwsze lata mój mąż nie był marynarzem, ale później przewrotne życie tak się ułożyło, że mój mąż został marynarzem. Dajemy radę, jesteśmy szczęśliwi, wiecznie zakochani, bo się kochamy. Może za parę lat mój mąż nie będzie już pływał, ale my nadal będziemy szczęśliwi, bo to zależy od nas a nie od tego jak zarabiamy na życie.

    • Alez tutaj nie chodzi o sam zawod jako taki ale o rozlake jaki on funduje rodzinie. Dzieci sa „skazane” na takie zycie bo ktos za nie wybral ale jak sie zna tylko takie zycie to sie nie narzeka.
      Poza tym nie zgodze sie z tym ze marynarz ma mniej niebezpieczna prace niz zolniez. Na morzu tez gina ludzie dzisiaj jest jutro moze go nie byc. A praca tez jest niestabilna,nasi sa na lasce obcych armatorow i czesto gesta tamci wybieraja tansza sile robacza. Niestety swiatem rzadzi pieniadz a nie umiejetnosci.

    • Oczywiście, że nie chodzi o to jaki zawód jest bardziej niebezpieczny. Ale też nie o tym jest ten post. Bycie dzieckiem marynarza to nie to samo co bycie jego żoną. Z pewnością córka M. wie czego może się spodziewać i ma do kogo się zwrócić po poradę (choćby do własnej matki), ale rola córki jest inna od roli żony i matki, więc i tęsknota będzie inna.

  • Jest takie powiedzenie „punkt widzenia zależy od punkty siedzenia” i tak jest w przypadku bycia żona a córką marynarza. Moje dziewczyny znają tylko takie życie, gdzie tata jest albo go nie ma. Tęsknią tak jak i ja.
    Prawdą jest jednak,że nie każda kobieta nadaję się do takiego życia i nie każdy facet na marynarza.

  • Lucyna, świetnie to opisałaś. Ja co prawda córką marynarza nie jestem, ale myślę że nie da się nauczyć bycia partnerką marynarza, to trzeba mieć w sobie. Pierwsze tygodnie rozłąki pokazują czy się dziewczyna nada czy nie. Pozdrawiam wszystkie partnerki Marynarzy – chłopaków, z którymi zdecydowanie warto żyć! 🙂

  • A ja właśnie będąc córką marynarza od zawsze mówiłam, że nie wyobrażam do życia z mężczyzną, który będzie rano szedł do pracy i popołudniu wracał. Kompletnie sobie tego nie wyobrażam. Ale w zupełności zgadzam się z tym, że inaczej przeżywa się tęsknotę za tatą a inaczej za partnerem. I wcale nie jest nam łatwiej. Niby wszystko wiemy, a jednak… 🙂

  • No właśnie. a wydawałoby się, że to dla nich żaden problem, że niby wszystko już wiedzą. Szczerze to też myślałam, że córkom łatwiej. Ale po kilku rozmowach wiem, że nie miałam racji…;-)

  • Jestem corka marynarza ale jako NieZona..kiepsko sie sprawdzam..nie jestem z tych placzacych teskniacych..wyplywa ok.taka praca ja musze dawac rade tu dalej sama z dwojka dzieciaczkow.czas szybko mija i wraca…doswiadczenie jako corki ma sie nijak do zycia z marynarzem.

  • Moje córy są jeszcze małe, ale czasami zastanawiam się jak ułoży się ich życie. Czy tak jak ja będą musiały wiecznie czekać na powrót. Z mężem chcemy, żeby miały normalne życie, bez rozłąki i tęsknoty, ale jak to wyjdzie pokaże życie 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *